| ||||||||
Zmiany krok po krokuZ Elżbietą Radziszewską, posłanką Platformy Obywatelskiej, rozmawia Małgorzata SkarbekO konieczności zmiany systemu ochrony zdrowia Platforma Obywatelska mówi od dawna. Czy w Waszych poglądach nic się nie zmieniło po wprowadzeniu ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych? Nadal uważamy, że należy zmienić system, przestawiając go na odpowiednie tory. Tylko dzisiaj - po wprowadzeniu dwóch kolejnych ustaw: tej rządu Leszka Millera o Narodowym Funduszu Zdrowia, uchylonej przez Trybunał Konstytucyjny, a potem obecnej, obowiązującej od 1 października 2004 roku - warunki zewnętrzne są dużo trudniejsze, niż były wcześniej. Dzisiejszy scentralizowany, niewydolny system jest ogromną machiną, kierowaną przez urzędników. Nadal nie mamy ani konkurencji na rynku usług, ani pieniądz nie idzie za pacjentem. Wszyscy, oprócz obecnego rządu, widzą konieczność wprowadzenia zmian. W obecnym układzie politycznym nie ma woli zrobienia czegokolwiek na rzecz racjonalnego systemu ochrony zdrowia.
Zatem Platforma uważa, że ten system należy zbudować jeszcze raz? Tak, ale po tylu latach ani lekarze, ani pielęgniarki, ani pacjenci nie wytrzymają żadnej kolejnej zmiany, zaproponowanej w formie rewolucji. Wszyscy są bardzo zmęczeni tym, co się dzieje. Dlatego nowy system trzeba tworzyć powoli, krok po kroku, lecz z jasną wizją końcowego efektu - na drodze ewolucji. Potrzebna nam jest standaryzacja świadczeń i ustalenie, jaki standard poszczególnych świadczeń przysługuje pacjentom w ramach obowiązkowego ubezpieczenia. Następnie trzeba wprowadzić taryfikację, czyli wycenę tychże świadczeń. Obecnie sytuacja jest patologiczna. W cenie świadczenia, ustalonej według niejasnych kryteriów, nie ma ani amortyzacji środków trwałych wykorzystywanych w trakcie wykonywania świadczenia, ani rzetelnej zapłaty za pracę wysoko wykwalifikowanych specjalistów. W ten sposób nie chce pracować nawet rzemieślnik. Do wprowadzenia standaryzacji i taryfikacji potrzebna jest niezależna instytucja, stworzona wzorem istniejących w wielu krajach. Będzie ona służyła wszystkim: poszczególnym sektorom ochrony zdrowia oraz innym podmiotom rynkowym współpracującym ze służbą zdrowia, np. przemysłowi farmaceutycznemu, producentom sprzętu. Nie może się tym zajmować Ministerstwo Zdrowia. Bardzo ważna jest także dokładna identyfikacja ubezpieczonych. Każdy powinien mieć dokument potwierdzający jego ubezpieczenie - ważny we wszystkich krajach UE, abyśmy zawsze i wszędzie mogli korzystać ze świadczeń zdrowotnych. Dokument ten musi mieć formę elektroniczną. Obecnie nie mamy takich dokumentów, a identyfikacja wszystkich ubezpieczonych (łącznie z rodzinami) w niektórych regionach wynosi zaledwie 50 proc. Dokładna ewidencja pozwoli w pełni kontrolować przepływ pieniędzy idących za pacjentem. Unikniemy wówczas sytuacji, z którymi mamy obecnie do czynienia w kilku oddziałach Funduszu, gdzie pojawiają się nieistniejący pacjenci i usługi tylko na papierze, opłacane z publicznych pieniędzy. Po wyborach trzeba będzie ustalić harmonogram wprowadzenia zmian prawnych i organizacyjnych. Ale nawet w sprzyjających warunkach na wykonanie tej podstawowej pracy potrzebny będzie czas - nie miesiąc ani nawet sześć. Niektóre sprawy będzie można załatwić szybko, inne będą wymagały więcej czasu. To, o czym Pani wspomniała, ewidencja ubezpieczonych i standaryzacja usług, to nie są wszystkie planowane zmiany. Do decentralizacji systemu jeszcze daleko. Zcentralizowany system nie jest dobry ani dla pacjentów, ani dla pracowników ochrony zdrowia. Monopolistyczne molochy są organizacyjnie niesprawne. Obecnie istniejący Fundusz trzeba będzie podzielić na 2 lub 3 organizmy publiczne, by nie rozdrobnić ich za bardzo i nie powielać błędów ustawy o kasach chorych. Wtedy mieliśmy 17 księstw oraz ministerstwo kontraktujące usługi wysokospecjalistyczne. Instytucja ubezpieczająca, publiczna czy prywatna, nie może obejmować zbyt mało ubezpieczonych, bo musi w niej obowiązywać zasada solidaryzmu społecznego. Dobrym wzorem wydają się fundusze emerytalne - na rynek może wejść każda instytucja spełniająca warunki określone prawem. Z pewnością będziemy chcieli zdecentralizować fundusz publiczny i wprowadzić konkurencyjność w ubezpieczeniach zdrowotnych. A co z ubezpieczeniami alternatywnymi? Chciałabym, aby o naszą składkę konkurowały różne fundusze. Nie ma znaczenia, czy ich właścicielem jest państwo, podmiot prywatny, kościelny, czy też będzie to fundusz pracowniczy. Wszystkie muszą działać na jednakowych zasadach. Nie jestem zwolenniczką powielenia wzoru niemieckiego, w którym każdy zarabiający do pewnego progu musi być członkiem publicznej kasy chorych. Uważam, że każdy z ubezpieczonych powinien mieć prawo do wolnego wyboru ubezpieczyciela. Wprowadzenie kilku funduszy ubezpieczenia zdrowotnego, konkurujących o ubezpieczonego, nie zwalnia państwa z zapisanej w Konstytucji odpowiedzialności za najsłabszych. Państwo nadal musi sprawować opiekę nad częścią swoich obywateli. Musi pełnić również funkcję kontrolną przez niezależny urząd nadzoru nad ubezpieczeniami zdrowotnymi. Nie możemy tworzyć warunków typowych dla dzikiego kapitalizmu czy XIX-wiecznego liberalizmu. Ale pomoc powinna być organizowana na zdrowych zasadach. Czekają nas również w krótkim czasie zmiany w systemie pomocy społecznej, bo ona też musi być skuteczna. Po stworzeniu podstaw systemu ubezpieczeń obowiązkowych trzeba jak najszybciej wprowadzić ubezpieczenia dodatkowe, by poszerzyć ofertę zdrowotną, sięgnąć po nowocześniejsze technologie, a także, by zasilić finansowo system ochrony zdrowia. Co z oddłużeniem szpitali? Pożyczki możliwe dzięki ustawie o pomocy publicznej zlikwidują najwyżej jedną trzecią obecnych długów. Pierwotny zamysł ustawy o pomocy publicznej dla ZOZ-ów, który został uchwalony przez Sejm, dawał szansę na szybką pożyczkę i umorzenie jej w 100 proc. Miała to być forma rekompensaty za tzw. ustawę 203, która nałożyła na placówki obowiązek podniesienia płac, a nie wskazała źródeł finansowania. W swojej podstawowej wersji ustawa pozwoli łaby wielu szpitalom zbilansować przychody z wydatkami. Poprawki senackie skomplikowały ją i uczyniły bardzo trudną w realizacji. Czy będzie stanowiła jakąś pomoc, czy będzie wykorzystana pełna kwota 2,2 mld zł oraz jak dużo publicznych zakładów opieki zdrowotnej z niej skorzysta - nikt jeszcze nie wie. Na pewno jest to tylko rozwiązanie doraźne i nie rozwiązuje żadnych problemów systemowych. Co zatem Pani partia zrobi z długami szpitali? Nawet anulowanie tych długów, co oczywiście nie jest możliwe, bo nie mamy 6 mld zł, nie załatwiłoby sprawy. Dług pojawiłby się wkrótce ponownie. Problem tkwi nie w oddłużeniu, lecz w zaproponowaniu systemu, w którym szpitale nie będą generować długów, ale dostaną realną szansę bilansowania kosztów i zysków. Trzeba wreszcie stworzyć warunki pozwalające na przewidywalność działań placówek i na realną ocenę przychodów w kolejnych latach. Bezwzględnie muszą powstać warunki, w których szpital pełen pacjentów jest w dobrej kondycji finansowej, a szpital borykający się z brakiem pacjentów ogranicza swoją działalność lub zostaje zamknięty. Ale by uzyskać stabilność, potrzebna jest na początek pomoc państwa, dlatego też zaproponujemy program restrukturyzacji, niezależny od obowiązującej już ustawy. Czy jednym z warunków jest prywatyzacja szpitali? Prywatna własność to też nie jest panaceum na wszystko. Istota nie tkwi w rodzaju własności, ale w zarządzaniu. W innych dziedzinach gospodarki, w innych krajach, są państwowe koncerny, np. energetyczne, doskonale zarządzane, bez wpływów politycznych i dobrze prosperujące. My także powinniśmy mieć na rynku zdrowotnym podmioty z różną własnością: prywatną, publiczną, należące do stowarzyszeń, związków wyznaniowych. Nawet placówki naukowo-usługowe mogą mieć różnych właścicieli. Nasz rynek pod tym względem jest ubogi. Po ogromnych nieprawidłowościach przy prywatyzacji przedsiębiorstw mamy o niej złe opinie i boimy się następnych, zwłaszcza w służbie zdrowia. Ale jednocześnie, często wybierając lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, decydujemy się na niepubliczny zoz. Mamy do prywatnego podmiotu większe zaufanie, znajdując w nim czystość, usługę wysokiej jakości, przyjazną dla pacjenta atmosferę. Nie należy więc rezygnować z prywatyzacji, ale określić jej kierunek i granice. Należy pamiętać również o węższej formie prywatyzacji, czyli prywatyzacji poszczególnych usług medycznych w ramach publicznych podmiotów. Takie formy rozwiązań są w każdym kraju UE. Trzeba tworzyć sprzyjające warunki do wchodzenia w sektor ochrony zdrowia prywatnym podmiotom oferującym zarówno pojedyncze usługi, jak i kompleksowe leczenie. A co z odpowiedzialnością menedżerów? Obecnie za niegospodarność w szpitalu nie odpowiada ani organ założycielski, czyli powiat, marszałek województwa czy akademia medyczna, ani radni, rady społeczne szpitali, ani dyrektor. Ten ostatni nadal często powoływany jest według klucza politycznego. Dopóki nie powstaną przepisy, w myśl których właściciel będzie odpowiadał za roczny bilans finansowy swojej placówki, nie będziemy mieć odpowiedzialnej gospodarki w szpitalach. Z dyrektorami trzeba podpisywać takie umowy, które będą motywować ich do jak najlepszego zarządzania. Muszą oni być merytorycznie przygotowani do sprawowania funkcji dyrektora, zarówno od strony ekonomicznej, jak i zarządzania placówką ochrony zdrowia. Czy Platforma Obywatelska ma gabinet cieni, w tym kandydata na ministra zdrowia? Nie mamy. Wiemy tylko, że jeśli wygramy wybory, premierem będzie Jan Rokita, który odpowiedzialnie podchodzi do zadań państwowych. Reszta zależy od uzgodnień koalicyjnych i ostatecznej wersji przyjętego programu. Zwykle premier, po stworzeniu rządu i jego programu, dobiera sobie ludzi do jego realizacji. Uważamy, że Ministerstwo Zdrowia nie powinno istnieć dalej w obecnym kształcie. Ochronę zdrowia i pomoc społeczną należy połączyć w jeden resort. W kwestii ochrony zdrowia należy zawrzeć konsensus ponad podziałami politycznymi, aby wyprowadzić tę część życia publicznego z rozgrywek politycznych. Wtedy nie tylko zwycięska ekipa, ale także następne, będą kontynuować rozpoczętą pracę, nie będą burzyć już zbudowanego systemu. Z moich doświadczeń sejmowych, zwłaszcza z pracy grupy roboczej powołanej na wniosek PO przez marszałka Borowskiego w styczniu 2004 roku wynika, że taki kompromis jest do osiągnięcia. W tej grupie brakowało tylko Prawa i Sprawiedliwości. Ta partia ma zupełnie inną koncepcję systemu ochrony zdrowia. Chce wrócić do jej budżetowego finansowania. Jeżeli obie nasze partie stworzą koalicję, to ochrona zdrowia, obok kwestii gospodarczych, będzie jednym z najtrudniejszych problemów do uzgodnienia. Partia, która uzyska większość, będzie miała głos decydujący. Jestem jednak dobrej myśli. Jeżeli będzie wola współpracy, to się porozumiemy. Bardzo dziękuję za rozmowę. |