| ||||||||
Przejrzysty dobór referatów, plakatów, prac konkursowychZ prof. dr. hab. med. Mieczysławem Fryczkowskim, kierownikiem Kliniki Urologii Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu, rozmawia Adam Wojciechowski
Jakie są Pana najważniejsze wrażenia z tego zjazdu? Bardzo dobry zjazd. Integracyjna wieczorna impreza piątkowa była najciekawszą z dotychczasowych, jakie pamiętam, ze względu na klimat, plener i muzykę. Była to muzyka klezmerska, co mogło budzić jakieś podteksty. My tę orkiestrę już znamy, gdyż występowała dwukrotnie na spotkaniach w Kazimierzu, organizowanych z okazji dni onkologicznych. Jej muzycy bardzo dobrze grają, mają doskonały repertuar muzyki żydowskiej. Co prawda lepiej wypadają w kameralnych warunkach, ale okazało się, że w takim dużym plenerze też świetnie wypadają. Czyżby ten zespół upodobał sobie lekarzy lub odwrotnie? Przynajmniej tym z południowej części Polski kojarzy się ze spotkaniami urologów. Z ich wypowiedzi i dowcipów można sądzić, że już przesiąknęli atmosferą spotkań z lekarzami. A jakie nowości pojawiły się na tym zjeździe PTU w porównaniu z poprzednimi? Po raz pierwszy została przedstawiona w bardzo przejrzysty sposób sprawa oceny. Zapewne taki system się upowszechni i wówczas nikt nie będzie miał pretensji o to, że ktoś miał szansę wygłosić referat, pokazać plakat czy jego praca została nominowana do nagrody. Ta ocena jest dość obiektywna i mam nadzieję, że zakończy raz na zawsze dyskusje na temat nieobiektywnych kryteriów ocen. Każdy wiedział dlaczego jest w sesji plakatowej, dlaczego wystąpił z referatem i dlaczego jest nominowany. Na każdym z ostatnich zjazdów widać pewien postęp w stosunku do poprzedniego. Jest to zasługa prof. Andrzeja Borkowskiego, który bardzo mądrze zorganizował nominację prac. Do zeszłego roku były na ten temat różne dyskusje, sam ją podjąłem na zebraniu Zarządu PTU. I to jest bardzo dobre jej zwieńczenie. Który z referatów przedstawionych na zjeździe był dla Pana najważniejszy? Nie było żadnego przełomowego. Bardzo trudno byłoby mi wybrać jeden referat, gdyż aż pięć, sześć wybiegało ponad średni poziom. Czy nowe kryterium oceny prac konkursowych może przyczynić się do zwiększenia wśród urologów zainteresowania pracami badawczymi? Nadal w polskich zespołach urologicznych w stosunku do krajów zachodnich publikuje się prac badawczych zbyt mało? Myślę, że dalej ich będzie dosyć mało, gdyż wiążą się z wydatkami. Wydaje mi się, że poza ośrodkami akademickimi niewiele ośrodków ma możliwość wszechstronnego wykonania takiej pracy. Czy obecnie wykonuje się prace wieloośrodkowe w kilku rejonach Polski? Na całym świecie powstają takie prace. W Polsce natomiast ze względu na nadmierne ambicje poszczególnych ośrodków w ciągu ostatnich pięciu lat zrealizowano kilka, w kardiologii i nefrologii. Moim zdaniem, jest to duży problem, nie tylko w urologii, ale w całej polskiej nauce. Od dwóch lat próbuję zebrać pewne rzeczy z kilku ośrodków urologicznych, nad którymi sam pracuję, ale przebiega to bardzo opornie. Może pod koniec tego roku, w czasie spotkań ukraińskich, wyjdzie pierwsza taka wspólna praca będąca wkładem trzech ośrodków. Dla osób pracujących w klinikach tego rodzaju prace nie mają znaczenia prestiżowego, stąd małe nimi zainteresowanie. Imprezy plenerowe pokazują, że środowisko urologów jest ze sobą bardzo zaprzyjaźnione, natomiast w przypadku prac naukowych tego nie widać. Niestety. Ludzie są dla siebie bardzo życzliwi, natomiast jeśli chodzi o sprawy naukowe, jest inaczej. Wydaje mi się, że obcowanie z europejską urologią zmusi Polaków do tego, byśmy postępowali tak samo. Praca zespołowa jest opłacalna, ponieważ po latach widać ewidentne efekty. Takie prace są cytowane i mają wysoką pozycję w światowych publikacjach. Stąd niezbyt zadowalająca pozycja "Urologii Polskiej". Brakuje cytowań. Gdyby było więcej prac wieloośrodkowych, to zapewne częściej byłyby cytowane. Dziękuję za rozmowę. |