Przegląd Urologiczny 2016/4 (98) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2016/4 (98) > Wspólne korzenie, inne światy

Wspólne korzenie, inne światy

Kongres Polonii Medycznej 2016

To są wyjątkowe, jedyne tego rodzaju spotkania polskich lekarzy z całego świata. Różni ich wiele - specjalizacja, stopień naukowy, wielkość wkładu w medycynę i ochronę zdrowia, oczywiście także miejsce pracy. Łączy pochodzenie - w pierwszym, w drugim, a niekiedy nawet w trzecim pokoleniu mają polski rodowód i przywiązanie do ziemi przodków. Dziewiąty Kongres Polonii Medycznej odbył się w Warszawie w czerwcu 2016 roku. Uczestniczyło w nim około 800 osób.

Kongresy, co trzy lata, organizuje w różnych miastach Polski Federacja Polonijnych Organizacji Medycznych skupiająca prawie wszystkie znaczniejsze lekarskie związki Polaków poza granicami kraju. A jest ich niemało - sfederowanych siedemnaście, osiem następnych w trakcie przyłączania.

Policzenie wszystkich emigrantów i imigrantów medyków jest niemożliwe. Ocenia się, że poza granicami Polski pracuje od 20 do 25 tys. lekarzy i lekarzy dentystów, którzy przyznają się do polskiego rodowodu, posługują się językiem polskim lub wyjechali z kraju na dłużej bądź na stałe.

Wychodźstwo polskie ma długą i bogatą tradycję. Fale emigrantów pojawiały się na zachodzie Europy od czasów rozbiorowych, zwykle w wyniku kataklizmów wojennych. Licząca się grupa środowiska lekarskiego, obecnie najstarsza, to lekarze pochodzenia polskiego, którzy znaleźli się poza granicami kraju w następstwie II wojny światowej, po niej, w latach 50.-70. ubiegłego wieku, albo potomkowie tych, którzy wyjechali jeszcze wcześniej. Liczna ich część zamieszkała w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, przylgnęło do nich określenie "Polonusi". Także w Wielkiej Brytanii znalazła się liczna Polonia medyczna. W czasie wojny wielu Polaków kształciło się w szkockim uniwersytecie medycznym. Część została tam na stałe.

Następna fala emigracyjna, solidarnościowa, to opuszczający kraj po stanie wojennym w 1981 roku. Ta fala rozlała się głównie po całej Europie i Ameryce, ale polscy lekarze są także w Australii. Zmiany polityczne w 1989 roku oraz wejście Polski do Unii Europejskiej pozwoliły nie tylko na swobodne poruszanie się po Europie, ale również na zmianę miejsca pracy. To już tysiące osób. Niektórzy są tylko czasowymi pracownikami i planują powrót. Inni wyjeżdżają na stałe, a nawet nie utożsamiają się z Polonią. Wyjazdy są tak liczne, że powodują znaczące uszczuplenie kadr w kraju.

Odrębną grupę lekarzy polskiego pochodzenia stanowią osoby, które nigdy nie wyjechały z Polski, ale Polska je "opuściła" po przesunięciu naszych granic na zachód w wyniku postanowień jałtańskich. Do niej należą też potomkowie zesłańców syberyjskich. Mieszkają i pracują na Ukrainie, Litwie, Łotwie, Białorusi, w Rosji, Kazachstanie, Mołdawii, we wszystkich krajach byłego Związku Sowieckiego. Mimo upływu czasu i trudności wielu z nich utrzymuje więź z Polską, zwłaszcza emocjonalną.


Prof. Zbigniew Wszołek wygłasza wykład inauguracyjny

- Byłam uczestniczką wszystkich Kongresów Polonii Medycznej. Dla nas takie spotkania są radością i natchnieniem do dalszego życia i pracy, pod każdym względem - mówi Ewelina Hrycaj-Małanicz, internistka, prezes Stowarzyszenia Lekarzy Polskich we Lwowie. - Na kongresie można bardzo dużo się nauczyć. Wzbogacić swoje wiadomości z zakresu terminologii medycznej, którą my, mieszkając na Ukrainie, niestety słabo znamy. Znam dobrze język polski, kończyłam polską szkołę, ale z terminologii nie jestem taka doskonała. Tutaj jest okazja poznać wielu lekarzy. Ponieważ jestem po raz dziewiąty, mam dużo przyjaciół rozsianych po całym świecie. Ogromną satysfakcją jest spotkać ich po raz kolejny. Każde spotkanie to nauka i źródło nowej wiedzy. Byłam na sesji zorganizowanej przez WUM, bardzo dużo dowiedziałam się o jego osiągnięciach.


Prof. Marek Rudnicki inauguruje uroczystą galę kongresu

Maria Bosko (lekarz rodzinny) i Galina Łoginowa (internistka) z Łotwy dodają: - Jesteśmy po raz trzeci, byłyśmy na kongresach w Częstochowie i w Krakowie. Dla nas to jest spotkanie z polskimi korzeniami. Jestem szczęśliwa, gdy słyszę polską mowę. Wszystko rozumiemy, choć nie zawsze potrafimy wypowiedzieć się po polsku. Od strony zawodowej taki kongres także ma ogromne znaczenie. Poznałyśmy wielu wspaniałych lekarzy oraz dowiedziałyśmy się, jak leczą w innych krajach, w Polsce, jaki jest stosunek do pacjentów. Nie znamy zbyt dobrze polskiego systemu ochrony zdrowia, aby powiedzieć, czym się różnimy. U nas, tak jak tutaj, w systemie ważną rolę pełni lekarz rodzinny. Ale mamy bardzo niskie finansowanie lecznictwa. Mamy kryzys. Do lekarzy rodzinnych i do specjalistów czeka się w długiej kolejce.

Najstarsze, już nieistniejące Towarzystwo Paryskie Lekarzy Polskich, działało w latach 1858-1870. Na Zachodzie stowarzyszenia medyczne powstawały już w czasie II wojny światowej i tuż po niej. Jedno z najstarszych, Polish American Medical Society w Chicago, jest też największą organizacją lekarską poza Polską, liczy obecnie ponad 400 członków.


Dr Janusz Kasina - nowy prezes Federacji

Lekarze w USA zawsze stanowili jedno z aktywniejszych środowisk polonijnych. Wysoki status społeczny i materialny pozwalał na pełnienie istotnej roli w tych środowiskach. Oprócz spotkań towarzyskich, organizacji imprez sportowych, chicagowskie stowarzyszenie ogromną wagę przywiązywało i przywiązuje do kontaktów z krajem rodzinnym i pomocy charytatywnej. Obecnie pomoc ta skierowana jest głównie do młodych lekarzy i studentów w celu wspierania ich edukacji.

Mówi dr Kornelia Król, ginekolog położnik, prezes Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Lekarskiego w Chicago: - Związek w Chicago jest największą i najprężniejszą organizacją polskich lekarzy i lekarzy stomatologów poza krajem. Jesteśmy też głównym członkiem Federacji. Na obecne spotkanie z USA przyjechało ponad 50 osób. Szeroko propagujemy ideę kongresów w Polsce, zauważam, że zainteresowanych tymi spotkaniami jest coraz więcej osób. Kształcimy polskich studentów i rezydentów, wspomagając ich pobyt w USA finansowo. Na naszych wspaniałych balach charytatywnych bywa nawet 500 uczestników, w tym przedstawiciele władz stanowych z gubernatorem, członkowie Senatu i Kongresu. Aktywnie działa klub sportowy "Bronek". Współtworzymy program walki z rakiem piersi "Bursztynowa Koalicja", oferujący bezpłatne badania piersi i promocję wiedzy. Mieszkam w USA od 25 lat. Skończyłam Akademię Medyczną w Szczecinie, specjalizowałam się w Belgradzie, stamtąd wyjechałam do Stanów. Mam prywatną praktykę powiązaną z dużym St. Joseph Hospital z sieci szpitali klinicznych. Jestem też wykładowcą.


Członkowie zarządu Federacji: Kornelia Król, Bogdan Miłek i Marek Rudnicki

Duże stowarzyszenia działają w Waszyngtonie, Nowym Jorku, w Niemczech, Szwecji, we Francji, nie sposób wymienić wszystkich. Mocną stroną tych związków jest organizowanie konferencji i spotkań z wybitnymi Polakami - naukowcami, lekarzami, ludźmi kultury, politykami. W nich, podobnie jak w Chicago, ogromną popularnością cieszą się spotkania towarzyskie, w tym bale: Europejski Bal Lekarzy organizowany przez Polskie Towarzystwo Medyczne w Niemczech i bal w Paryżu.

W latach 90. powstały formalne struktury organizacyjne w krajach wschodnich. Borykają się one z innymi problemami niż organizacje w krajach zachodnich. Ale także przejawiają dużą aktywność, szczególnie dbając o profesjonalny rozwój swoich członków, organizując konferencje i wspierając wyjazdy szkoleniowe do Polski.

Pierwszy kongres przedstawicieli kilku związków lekarzy polonijnych w kraju rodzinnym odbył się w 1991 roku. Wtedy narodziła się idea zrzeszenia się, założenia wspólnoty reprezentującej możliwie dużą grupę organizacji polonijnych. Duże zasługi w jej powołaniu miał dr Kazimierz Nowak z Londynu, a organem założycielskim były stowarzyszenia z Londynu, Lille, Paryża i Sztokholmu. Ostatecznie ukształtowała się ona i zalegalizowała w 1994 roku. Obecnie nosi nazwę Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych, kieruje nią Rada Federacji oraz wybierany co 3 lata zarząd. Od 2009 do 2016 roku prezesem był prof. Marek Rudnicki, pracujący obecnie w University of Illinois w Chicago. Jednym z najważniejszych zadań Federacji jest organizowanie kongresów.

Kongresy są wyjątkowe także dlatego, że ich programy nie są poświęcone zagadnieniom z poszczególnych dziedzin medycyny. Trudno byłoby lekarzy wielu specjalności zapoznawać ze szczegółowymi tajnikami wąskich specjalizacji.

- Kongres to dobre miejsce, by rozmawiać ponad podziałami specjalizacyjnymi o naszym zawodzie - o tym, co możemy zaoferować pacjentom, a także innym kolegom lekarzom w różnych krajach - mówił prof. Marek Rudnicki na inauguracji. - To możliwość wymiany doświadczeń przynoszonych z daleka, a także możliwość poznania osiągnięć i doświadczeń lekarzy w Polsce. To szansa rozmowy o rzeczach najważniejszych w danym czasie dla medycyny i opieki medycznej na świecie: jak poprawić poziom i jakość leczenia, a także jego bezpieczeństwo poprzez metody zmniejszania i zapobiegania błędom medycznym. W obecnym czasie najważniejsze wydaje się to, co Polonia medyczna może przywieźć ze sobą, reprezentując z jednej strony różne systemy ochrony zdrowia na świecie, a z drugiej, jak może skorzystać z doświadczeń budowania nowego systemu ochrony zdrowia w Polsce.


Od lewej: prof. Grzegorz Opala i prof. Marek Rudnicki, dotychczasowy prezes Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych

Prof. Marek Rudnicki był głównym organizatorem kongresu i twórcą jego programu. Sesji było kilkanaście. Zainteresowaniem cieszyły się te poświęcone poprawie jakości leczenia, evidence-based medicine, bezpieczeństwu pacjentów przez eliminowanie błędów. Tytuł jednego z referatów brzmiał: "Zero poważnych błędów medycznych w szpitalu w roku 2020?". Wydawałoby się, że to science fiction, a jednak menedżerowie szpitali w Stanach Zjednoczonych skutecznie pracują, aby wyeliminować niepowodzenia. Podawano przykłady takich działań. Na odrębnej sesji mówiono o jakości i standardach opieki nad matką i dzieckiem.

Hitem była też sesja zatytułowana "Komunikacja lekarz -pacjent w przypadkach szczególnie trudnych". W jej trakcie mówiono o aspektach psychologicznych, kulturowych i religijnych kontaktów z chorym i jego rodziną. Prof. Maria Siemionow w Chicago z własnego doświadczenia podała przykład rozmowy z pacjentem, który przygotowywany jest do trudnego przeszczepu. Chodziło o przeszczep twarzy!

O rozmowach z rodzicami dyskutowano również na sesji zatytułowanej "Szczepienia - między wiedzą medyczną a mitami". Odmowy szczepień dzieci zdarzają się we wszystkich krajach, od USA po Szwecję i Litwę. Właściwie każda sesja, łącznie z poświęconymi: pozazawodowym pasjom lekarzy, przyszłości Polonii Medycznej oraz kontaktom z krajem ojczystym i samorządem lekarskim była oblegana, kończyła się żywą dyskusją i oklaskami.

W kongresie uczestniczyło wielu szeregowych lekarzy, ale również naukowcy, w tym kilkunastu wybitnych, o światowej sławie. Byli wśród nich: wspomniana prof. Maria Siemionow, która pierwsza na świecie przeszczepiła twarz; prof. Roman Jaeschke z Kanady, uznany ekspert w dziedzinie medycyny opartej na faktach (EBM) oraz w zakresie opieki nad krytycznie chorymi; prof. Zbigniew Wszołek z Mayo Clinic na Florydzie, odkrywca genu będącego sprawcą choroby Parkinsona; prof. Krzysztof Bankiewicz, neurolog z San Francisco pracujący nad terapią genową mózgu i chorobą Parkinsona oraz prof. Marek Rudnicki.

Profesor Marek Rudnicki jest chirurgiem, od 1987 roku na emigracji w USA. Bardzo zasłużony dla obrony demokracji w Polsce w latach 80. Ukończył Śląską Akademię Medyczną i pracował w niej naukowo, gdy w sierpniu 1980 roku zaczęły się strajki. Był współzałożycielem śląskiej "Solidarności". Działał w podziemiu po ogłoszeniu stanu wojennego, między innymi przyczynił się do ratowania górników rannych w pacyfikacji kopalni "Wujek", kierując karetki z nimi do cywilnego szpitala w Katowicach-Ligocie, zajmował się kolportażem prasy drugiego obiegu, wreszcie pracował w Biskupim Komitecie Pomocy Więźniom i Internowanym. W Stanach Zjednoczonych pracował na uniwersytecie w Cincinnati, Uniwersytecie Columbia, od 1999 roku - Professor of Surgery na Uniwersytecie Illinois, a od 2002 roku dyrektor Rezydencji Chirurgicznej w Illinois Masonic Medical Center w Chicago.

Uczestnicy kongresu chętnie dzielili się swoimi wrażeniami, mówili również o swojej drodze życiowej. - Być gościem honorowym na kongresie to dla mnie ogromny zaszczyt - powiedział prof. Zbigniew Wszołek, neurolog. - Byłem na poprzednim spotkaniu, w Krakowie. Każdy z tych kongresów robi doskonałe wrażenie, jest platformą do nawiązania kontaktów z kolegami po fachu z Polski, ale również z wielu innych krajów świata. Muszę się pochwalić, że 3 lata temu w Krakowie udało mi się nawiązać kontakty z kolegami z Ukrainy i to zaowocowało wstępną współpracą. Myślę, że będzie się ona rozwijała nie tylko na platformie naukowej, ale również edukacyjnej. To jest wspaniały czas i miejsce. Spotkanie sprowadza w jedno miejsce ludzi z całego świata, pracujących w różnych systemach, różnych uwarunkowaniach służby zdrowia, na różnych poziomach świadczeń medycznych. Lekarzy, którzy mają różne możliwości prowadzenia badań naukowych. Te kontakty są dla nas istotne, mam wielką nadzieję, że kongresy będą kontynuowane, organizowane nawet nie co 3 lata, ale w krótszych odstępach czasu.


Prof. Roman Jaeschke

Profesor dzieli się także spostrzeżeniami na temat różnic w pracy badacza w USA i w Polsce, w systemach ochrony zdrowia: - W Polsce ukończyłem drugi stopień specjalizacji z neurologii. Każdy system rozwija się. W Ameryce zastałem system, który dziś już nie istnieje. Całkowicie zmienił się w ciągu trzydziestu paru lat mojego praktykowania tam. Podobnie zresztą zmienia się polski świat medyczny. Rozwija się także technologia medyczna. Gdy wyjeżdżałem z Polski, dostęp do nowej aparatury był trudny na całym świecie. Na rynek wchodziła tomografia komputerowa. Technologicznie USA wyprzedzały Polskę o 3-4 lata. Ale tam system był sprawniejszy. Różnica między państwami powiększyła się w latach 80. i 90. Teraz znów się zbliżamy. Z moich obserwacji wynika, że różnica technologiczna nie jest wielka, nieco większa jest w dziedzinie badań naukowych. To też się zmienia, ponieważ w Polsce są dostępne fundusze, np. duże granty z Unii Europejskiej. Trzeba tylko umieć je zdobyć. Dobrze byłoby młodych naukowców zachęcać do sięgania po te środki. To jest sztuka, której trzeba się nauczyć. Wyjeżdżając z Polski też tego nie umiałem. Wiele lat zajęło mi przyswojenie sobie umiejętności sięgania po fundusze na badania naukowe. Można powiedzieć, że jest to wiedza sama w sobie. Być może do programów nauczania należałoby wprowadzić przedmiot uczący przygotowywać aplikacje projektów, na które chce się uzyskać fundusze. Im większa suma, o którą się staramy, tym bardziej skomplikowana aplikacja. I słusznie. Trudno dać tysiące dolarów czy euro na niejasny projekt. Ten aspekt nauczania można by w Polsce poprawić.

Amerykański system opieki medycznej nie jest idealny. Idealny nie istnieje. W żadnym kraju nie ma wszystkich świadczeń medycznych bez kosztów. Jeżeli ktoś to obiecuje, to trzeba wiedzieć, że są to tylko mrzonki bez pokrycia. Medycyna staje się kosztowna i coraz bardziej skomplikowana. Rządy wszystkich krajów zastanawiają się, jak zaoszczędzić pieniądze, jak wydawać je w sposób najbardziej efektywny. Czy ratować jednostkę, która wymaga bardzo kosztownego leczenia lekami przeciwnowotworowymi, które są wielokrotnie droższe niż złoto albo platyna, czy uratować tysiące przez szczepienia lub lekami przeciw nadciśnieniu, cukrzycy, otyłości. Może wydanie pieniędzy na codzienne problemy, z powodu których cierpią tysiące ludzi, jest lepsze niż na ratowanie ludzi, którzy mają rzadkie choroby. To są decyzje, które muszą podejmować rządy wszystkich krajów.

Mówi Kornelia Król: - Organizowanie kongresów to doskonała inicjatywa. Jestem tu po raz czwarty. Uważam, że są coraz lepsze, z różnych względów. Przede wszystkim program naukowy poprawił się na tyle, że mamy teraz doniesienia naukowe na światowym poziomie. Mamy reprezentacje naukowców z całego świata: Europy, Stanów Zjednoczonych, krajów wschodnich, nawet z Afryki. Z USA przyjechali ludzie lepiej znani ze swojego dorobku naukowego w amerykańskim środowisku lekarskim niż w Polsce. Nawiązanie współpracy z izbami lekarskimi dało nowy impuls naszym spotkaniom. Uczestniczą w tych spotkaniach również przedstawiciele uniwersytetów medycznych, władz administracyjnych. Świadczy to o docenianiu nas w kraju. Mamy wiele do zaoferowania Polsce i Polska nam też. Czasy, gdy medycyna w Polsce była opóźniona, już minęły. My tutaj też się uczymy. Pani doktor z Zambii powiedziała, że wreszcie poznała dorobek Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Drugim osiągnięciem jest integracja. Poznałam wiele osób, których prawdopodobnie nigdy nie miałabym okazji spotkać. Nawiązane tutaj kontakty później utrzymujemy. Między innymi dzięki spotkaniu na poprzednim kongresie lekarzy polskich z Litwy odwiedziliśmy Polonię wileńską.

Prof. Maria Z. Siemionow, pracująca na Uniwersytecie Illinois, wśród Polaków w USA znana jest nie tylko z dokonań chirurgicznych, ale także z pomocy w kształceniu młodych lekarzy z kraju. Profesor mówi: - Od strony zawodowej kongres to wymiana doświadczeń, a przede wszystkim globalne spojrzenie na medycynę. Spotykają się bowiem koledzy z całego świata, możemy zorientować się, co robią. Na co dzień nie mamy okazji do zbyt częstych kontaktów, zwłaszcza że pracujemy w różnych dziedzinach. Na kolejnych spotkaniach możemy zaobserwować postęp w poszczególnych dziedzinach, a w innych jego brak. Wiadomo, że nie wszystkie dziedziny rozwijają się równomiernie. Różnice dają się też zauważyć w poszczególnych krajach.

Podtrzymujemy znajomości, nawiązujemy nowe, ale najważniejsza jest edukacja młodej kadry lekarskiej. Młodzi lekarze tu obecni wiele się uczą, mają też możliwość odwiedzenia później naszych ośrodków. Wyszkoliłam ponad 60 młodych chirurgów z Polski, co ważne - wszyscy wrócili do kraju. Obecnie pracuje u mnie 10 młodych ludzi - chirurgów i naukowców zajmujących się biologią molekularną. To ważna misja. Mają okazję poznać świat, a przede wszystkim przywieźć do Polski swoją wiedzę i umiejętności.

W kongresie brali też udział zaprzyjaźnieni z Polskim Towarzystwem Lekarskim na Ukrainie lekarze narodowości ukraińskiej. Jednym z nich był prof. Andrij Bazylewicz, internista kardiolog, prorektor Lwowskiego Uniwersytetu Medycznego, prezes Ukraińskiego Stowarzyszenia Lekarskiego we Lwowie, który powiedział: - Pierwszy raz uczestniczę w kongresie. Jestem pod wrażeniem jego organizacji: trzy dni wykładów w czterech salach, co 15 minut kolejny wykład. Rozmach jest imponujący. Inauguracja z obecnością wielu osób oficjalnych i wykładem prof. Wszołka też wzbudziła mój podziw.

Z panią Eweliną Hrycaj pracowałem kiedyś w jednej katedrze. Pomagaliśmy zorganizować obchody 20-lecia ich organizacji. Tak więc współpracujemy. Nie ma między nami nieporozumień na tle narodowym. Wielu naszych kolegów pracuje w Polsce.

Jego kolega, Jewgienij Mikoła Tyszczuk, psychiatra z Odessy dodał: - Ważne i ciekawe spotkania dla naukowca. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie otwarcie kongresu w teatrze, a w jego trakcie wystąpienie chórów. To było piękne. Dzisiaj zwiedzaliśmy jeden z warszawskich szpitali. Poznaliśmy warunki pracy na oddziale ortopedycznym. Poznaliśmy także medycynę sportową. Wiele rozmawialiśmy z lekarzami tego szpitala. Należymy do Światowej Federacji Ukraińskich Lekarskich Towarzystw. Nasi lekarze też pracują w wielu krajach świata. Idąc śladem Polaków zorganizujemy kongres naszych rodaków. Nasze spotkanie rozpocznie się w Berlinie, a po dwóch dniach na dalszą część przeniesiemy się do Kijowa. Uczestnicy z Ukrainy pojadą do Berlina przez Bratysławę i Pragę, a wracać będziemy przez Warszawę. Chcemy poznać polski system ochrony zdrowia i spotkać się z samorządem lekarskim. Mamy przecież dobre kontakty z izbami okręgowymi w Warszawie, Rzeszowie.

Dr Bogdan Miłek, specjalista medycyny ogólnej, paliatywnej i naturalnej oraz akupunktury od 25 lat pracuje w Wadgassen, w Niemczech, na granicy francusko- niemiecko-luksemburskiej. Na kongresie został wiceprezesem Federacji. Mówi o swoich doświadczeniach: - Mam dwie duże praktyki lekarza rodzinnego. Leczę wielu Niemców, którzy pracują po francuskiej stronie. Od paru lat jestem też prezesem Polskiego Towarzystwa Medycznego w Niemczech, które liczy blisko 500 członków, oraz od dwóch kadencji sekretarzem Federacji Towarzystw Polonijnych.

Ponieważ uczestniczę w kongresie kolejny raz, mam porównanie. Tym razem pracowałem w komitecie naukowym i organizacyjnym. Dobrze wspominam kongres w Toruniu, mieście stosunkowo małym. Był organizowany z wielkim entuzjazmem. Najpierw musieliśmy przesunąć termin o rok, a potem wyszła z tego wspaniała impreza. Obecny, zorganizowany w Warszawie, ma duży rozmach. Po raz drugi spotykamy się nie tylko w gronie Polonii, ale również z polskimi lekarzami.

Nie ma lekarzy polonijnych bez ich korzeni i nie ma lekarzy polskich bez tej grupy, która wypączkowała za granicę. Poczucie wspólnoty jest bardzo cenne.

Uczestniczyłem między innymi w sesji poświęconej komunikacji z pacjentem. Prezentowano techniki komunikacji w medycynie paliatywnej, postępowania z pacjentem trudnym, pacjentem imigrantem, należącym do innej kultury. W Niemczech często znajdujemy się w takich sytuacjach. W medycynie paliatywnej ta komunikacja jest szczególnie ważna, kierujemy się pewnymi regułami, musimy wczuwać się w położenie pacjenta. Niektóre techniki można trenować, ale w pewnych sytuacjach trzeba być po prostu dobrym człowiekiem. Dobór kandydatów do naszego zawodu powinien to uwzględniać.

W ochronie zdrowia także pojawia się kwestia stosunku do imigrantów. Kiedyś do Niemiec przybywali Polacy, teraz inne nacje. To są ludzie bardzo zestresowani, ciężko doświadczeni, mają za sobą traumy. Tak jak we wszystkich grupach są wśród nich ludzie dobrzy i źli. Trzeba im pomóc, myśleć o ich prawie do życia, do godności, do zdrowia, oczywiście w ramach porządku danego kraju.


Prof. Wojciech Maksymowicz podczas wykładu

Jak wspomniał dr Bogdan Miłek, na kongresie byli również lekarze z naszego kraju. Naczelna Izba Lekarska i Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie były współorganizatorami spotkania. Prof. Grzegorz Opala, neurolog, były minister zdrowia, współprowadził jedną z sesji. Był zaskoczony jej wysokim poziomem. Powiedział: - Kongres ma dużą wartość. Przede wszystkim mam okazję spotkać i posłuchać lekarzy prawie z całego świata. Polskich lekarzy. W wielu wypadkach dowiaduję się o wspaniałych osiągnięciach na najwyższym światowym poziomie, wystarczy wymienić głównego gościa tego kongresu - prof. Zbigniewa Wszołka z Mayo Clinic, odkrywcę jednego z genów choroby Parkinsona. Profesor ma wspaniały dorobek. Następnie prof. Krzysztof Bankiewicz, prof. Maria Siemionow. Na kongresie mówiła o problemach etycznych związanych z nowym zabiegiem, który dotąd nie miał żadnego punktu odniesienia: pacjent dostaje nową twarz. Rodzi to wiele zagadnień na najwyższym poziomie naukowym. Niezwykle interesujące jest zderzenie kulturowe, jakie lekarz spotyka w swojej praktyce za granicą. Nawet nie musimy mówić o dalekiej zagranicy - Afryce czy Nowej Zelandii, USA. Także w najbliższych krajach spotykamy się z odmiennym podejściem do wielu zagadnień. Wyjeżdżający za granicę lekarz spotyka się z wieloma zjawiskami, które musi zrozumieć. Musi też uwzględniać odrębności kulturowe, religijne i potrzeby pacjentów. Miałem okazję uczestniczyć w różnych światowych kongresach, ale były to kongresy o charakterze specjalistycznym. Takiej okazji do wymiany doświadczeń jak tutaj nie spotkałem na żadnym.

Trochę szkoda, że krajowych lekarzy, zwłaszcza młodych, nie było wielu. Poziomowi spotkań naukowych dorównywały imprezy towarzyszące: inauguracja w Teatrze Narodowym, wieczorne spotkania, w tym bankiet na zakończenie w hotelu Marriott.

Federacja wybrała nowe władze. Prezesem został dr Janusz Kasina z Polskiego Towarzystwa Medycznego w Szwecji.

Jeden z kongresowych paneli przebiegał pod hasłem Quo vadis, Polonia Medica? Zarysowały się dwa kierunki. Z dyskusji wynikało, że na zachodzie Europy, w obu Amerykach, nowa fala medyków imigrantów w inny sposób podchodzi do kwestii zmiany kraju, w którym się pracuje. Przede wszystkim, w odróżnieniu od prawie wszystkich poprzednio wyjeżdżających, mają niczym nieograniczoną możliwość powrotu do ojczyzny. Traktują swój pobyt w innym kraju tymczasowo. Jednak wielu wrasta w nowe miejsca, rysują się przed nimi wielkie szanse, nie tylko finansowe, zostają. "Starzy Polonusi" mają nadzieję, że z czasem pomyślą także o kontaktach z polonijnymi organizacjami. Na wschodzie nowych lekarzy nie przybywa. Ale powstałe organizacje okrzepły, wytyczyły sobie programy i są aktywne.



Małgorzata Skarbek