Przegląd Urologiczny 2004/3 (25) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2004/3 (25) > Porozumienie Zieolonogórskie z Narodowy Fundusz...

Porozumienie Zieolonogórskie z Narodowy Fundusz Zdrowia

Rozmowa z dr. Robertem Sapą z Porozumienia Zielonogórskiego

Lekarz, który ma swoją firmę, nie może być pracownikiem sezonowym. Nie może leczyć pacjentów za tyle, na ile w danej chwili stać NFZ.

Porozumienie Zielonogórskie skupia lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, lekarzy specjalistów i stomatologów z województw: wielkopolskiego, lubuskiego, dolnośląskiego, podlaskiego, opolskiego, podkarpackiego, świętokrzyskiego, śląskiego, którzy nie godzili się na warunki proponowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia i nie przystąpili do konkursu ofert na leczenie w tym roku. Gdy prezes NFZ Krzysztof Panas oświadczył, że system poradzi sobie bez lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego, lekarze zamknęli gabinety lub przyjmowali pacjentów odpłatnie. W województwach, gdzie działało Porozumienie, Fundusz nie mógł zapewnić opieki lekarskiej ubezpieczonym. Już 6 stycznia minister zdrowia Leszek Sikorski podpisał w Poznaniu ugodę z lekarzami Porozumienia Zielonogórskiego.

Panie Doktorze, kto wygrał starcie między Porozumieniem Zielonogórskim i Narodowym Funduszem Zdrowia?

Pacjenci i środowisko lekarskie, które potrafiło się zintegrować.

Czy wszyscy lekarze, którzy protestowali na początku tego roku, podpisali już kontrakty?

Prawdopodobnie wszyscy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej skupieni w Porozumieniu Zielonogórskim podpisali kontrakty, tak wynika z naszych informacji. Nikt nie informuje nas o tym, że jest inaczej. Natomiast są pewne problemy, jeśli chodzi o realizowanie zapisów tzw. umów poznańskich, to dotyczy specjalistyki i stomatologii.

Dlaczego tak długo trwa realizacja „ugody poznańskiej”?

To wynika z postawy NFZ, który wszystkie postulaty Porozumienia Zielonogórskiego realizował w sposób destrukcyjny. Kilkakrotnie doprowadził do zaostrzenia sytuacji. Teraz próbuje się wmawiać pacjentom, że Porozumienie Zielonogórskie spowodowało ogromne problemy finansowe, powoduje załamanie systemu, że z tego powodu nie ma możliwości dopłacenia jednostkom za świadczenia ponadlimitowe lub zakontraktowania większej ilości usług wynikających z tzw. potrzeb społecznych. W naszej ocenie to jest tylko gra polityczna prowadzona po to, by w jakiś sposób skarcić Porozumienie Zielonogórskie, by skłócić środowisko lekarskie i spowodować rozłam wśród świadczeniodawców. Dlatego będziemy się starali pokazać prawdę - że to Narodowy Fundusz Zdrowia okazuje się wielkim bankrutem, nie może zabezpieczyć w należytym zakresie usług zdrowotnych ubezpieczonym, nie mówiąc już o należytym poziomie tych usług. Narodowy Fundusz Zdrowia przestaje być instytucją ubezpieczeniową, lecz staje się narzędziem w ręku polityków, jeżeli chodzi o redystrybucję finansów w ochronie zdrowia.

W Porozumieniu Zielonogórskim są też urolodzy. Czy to była duża grupa specjalistów, którzy nie godzili się na warunki NFZ?

Porozumienie Zielonogórskie skupiło różnych świadczeniodawców, także specjalistów, w wielu regionach kraju. Najbardziej było to widoczne na Śląsku i Dolnym Śląsku, gdzie lekarze masowo nie przystąpili do konkursu ofert, w tej grupie byli również urolodzy.

Panie Doktorze, czy pana wypowiedź o tym, że należy rozliczyć lekarzy, którzy złamali Porozumienie, nie osłabiła tej akcji?

Była jedna wypowiedź, która mówiła o tym, by ocenić kolegów, którzy w momencie działania Porozumienia Zielonogórskiego działali nieetyczne. To oznacza, że jeśli nawet początkowo przystąpili do PZ, ale złożyli ofertę do NFZ, to - naszym zdaniem - nie powinni wykorzystywać protestu kolegów do pozyskania sobie pacjentów. Oni absolutnie nie kierowali się dobrem ogólnym społeczności lekarskiej ani dobrem pacjenta, ale przede wszystkim chcieli wykorzystać powstałą sytuację dla własnych korzyści majątkowych. Zachowania tych lekarzy, którzy udzielenie pomocy pacjentom warunkowali przepisaniem się pacjenta do nich - naszym zdaniem – są naganne i powinny być ocenione przez organy samorządu lekarskiego. Tylko takie postawy uznaliśmy za nieetyczne. Nie dotyczy to tych kolegów, którzy zdecydowali się złożyć oferty z różnych przyczyn: przymus ekonomiczny i realia finansowe, oszukiwanie ich przez NFZ, szantaż ze strony jednostek publicznych pod groźbą usunięcia z rynku. My te postawy rozumiemy, często ci lekarze przyjmowali naszych pacjentów bez przepisywania ich, tłumaczyli, że ta sytuacja nie potrwa długo.

Czy jakaś izba lekarska oceniła lekarzy, których działania Porozumienie Zielonogórskie określa jako nieetyczne?

To są pojedyncze przypadki. Czasem jednak większą karą jest niewspółpracowanie z tymi kolegami, alienacja ich, nieutrzymywanie kontaktów towarzyskich. Wiemy jednak, że te zachowania wynikały z tego, iż NFZ zapalał zielone światło dla takiego działania, wprowadzał do systemu jednostki niespełniające wymogów medycyny rodzinnej, tylko po to, by odebrać nam pacjentów.

Porozumienie Zielonogórskie ma zostać Federacją Związków?

Trwają przygotowania do rejestracji Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie w poszczególnych regionach. Taki związek istnieje już w województwie lubuskim, na Śląsku, gdzie prawdopodobnie dojdzie do fuzji dwóch związków, by stworzyć reprezentację pracodawców. Federacja to inna formuła prawna naszej działalności, jak do tej pory Porozumienie Zielonogórskie nie było - z punktu formalno-prawnego żadną jednostką - nie był to związek zawodowy, nie była to izba, nie było to stowarzyszenie. Była to inicjatywa społeczna środowiska lekarskiego, które łączyły wspólne cele. W Porozumieniu są skupione związki zawodowe, Kolegium Lekarzy Rodzinnych, stowarzyszenia. Federacja będzie płaszczyzną do formalnego działania na przyszłość. Tak naprawdę był problem z określeniem formalno-prawnym Porozumienia Zielonogórskiego, gdy podpisywano umowę w Poznaniu.

Czy nie próbowano - w związku z tą niejasną formułą PZ – unieważnić ugody podpisanej w Poznaniu?

Dochodziły do nas różne głosy, ale minister zdrowia podpisał umowę z reprezentacją 4000 świadczeniodawców w kraju. W najtrudniejszym dla nas okresie grudniowo-styczniowym bardzo niekorzystne i nieprzyjemne były dla nas zachowania pielęgniarek. Odbierały lekarzom pacjentów poprzez zapisy do praktyk pielęgniarskich, czyli rozbijały spójność praktyki, o którą walczyliśmy. Można powiedzieć, że „wbijały nam nóż w plecy”. Zawarły pakt z NFZ, żeby zabierać lekarzom pacjentów, to miało miejsce u nas w lubuskim, gdy negocjowaliśmy warunki umowy w Poznaniu. Później, gdy umowę podpisaliśmy, pielęgniarki groziły, że zaskarżą ją do sądu, by ją unieważnić. Działania Porozumienia Zielonogórskiego reprezentowały interesy „szeroko pojętej” grupy zawodowej pracowników ochrony zdrowia. W naszych zakładach również zatrudnione są pielęgniarki i poprzez nasz protest walczyliśmy, by utrzymać także ich miejsca pracy. Środowiska pielęgniarskie - ku naszemu zdumieniu – obwieszczały, że „porozumienia poznańskie” są nieważne, bo godzą w interes pielęgniarek. Takie działania z kolei godziły z grupę pielęgniarek zatrudnionych u lekarzy. Mieliśmy natomiast duże wsparcie ze strony innych grup jak: OZZL, związek Solidarność.

Izba Lekarska również popierała działania Porozumienia Zielonogórskiego...

Bezdyskusyjnie, oczywiście, mieliśmy poparcie Izby Lekarskiej. Dla nas było wspaniałe stanowisko prezesa Radziwiłła, on był taką wyrocznią moralną naszej działalności. On rozstrzygał, czy nie posuwamy się za daleko, gdzie kończy się granica etyki, a gdzie rozpoczyna się działanie łamiące podstawowe zasady pracy lekarzy. Mieliśmy poparcie poszczególnych izb lekarskich, np. izby wielkopolskiej, łódzkiej, dolnośląskiej. To pokazało, że działania środowiska lekarskiego mogą być skuteczne, że zmiany dotyczące naszego środowiska powinny być z nami konsultowane.

Gdy Porozumienie Zielonogórskie zostanie Federacją Związków, co wówczas może zaproponować specjalistom, np. urologom?

Specjaliści na pewno będą zwracać uwagę na to, by wycena punktowa, która istnieje w specjalistyce, korelowała z realnymi kosztami funkcjonowania tej praktyki, żeby nie była oderwana od faktycznych kosztów, jak to proponuje NFZ. Warto podkreślić, że Porozumienie Zielonogórskie skupia podmioty niepubliczne, które nie mogą się zadłużać, bo w przypadku załamania finansowego komornik wchodzi na mienie prywatne. W publicznych jednostkach sytuacja jest inna, długi są problemem organów założycielskich. Lekarz, który ma swoją firmę, nie może być pracownikiem sezonowym i leczyć pacjentów za tyle, na ile w danej chwili stać NFZ. Realne finansowanie oraz funkcjonowanie w systemie ubezpieczeń to główne założenia działań Porozumienia Zielonogórskiego dla specjalistów, w tym urologów.

Czy to będą główne cele działania Federacji? Kiedyś mówił Pan, że Federacja chce pracować nad nową ustawą zdrowotną.

Federacja jak najbardziej będzie służyć swoim doświadczeniem, swoją wiedzą, jeśli chodzi o tworzenie prawa zdrowotnego w tym kraju. Jednak celem naszego związku jest reprezentacja interesów naszych członków. Będziemy czuwać także nad tym, by prawo w ochronie zdrowia przystawało do praktyki, do codziennej rzeczywistości.

Czy Porozumienie Zielonogórskie uczestniczy obecnie w pracach nad nową ustawą?

Nie, Porozumienie nie będzie współautorem żadnej z ustaw i nie wchodzi do żadnego zespołu roboczego, które pracują nad ustawą. Na pewno będziemy komentować propozycje i będziemy mieli własne opinie na temat dokumentów, które powstaną. Zespoły, które tworzą ustawę, są wielopodmiotowe i wobec tego każda ustawa będzie dokumentem niedoskonałym. Im więcej podmiotów, tym będzie więcej prób forsowania własnych interesów przez poszczególnych uczestników tworzenia tej ustawy. Można wziąć odpowiedzialność za ustawę wówczas, gdy jest się jedynym autorem danego dokumentu. Porozumienie Zielonogórskie nie będzie firmować żadnych prac zespołowych, możemy opiniować, zgłaszać poprawki, by dokument mógł funkcjonować.

Czy orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 7 stycznia, mówiące o tym, że ustawa o NFZ jest niezgodna z Konstytucją, było dużą satysfakcją dla protestujących lekarzy?

Wówczas nasze postulaty stały się racjami faktycznymi. Orzeczenie udowodniło, że ten praktycznie ogólnopolski zryw lekarzy nie był spowodowany pobudkami ekonomicznymi, ale troską o to, że bardzo źle dzieje się w ochronie zdrowia, głównie chodzi tu o zmiany systemowe. Bardzo ważne dla nas było podpisanie tzw. umów poznańskich, ale również bardzo ważne było to, że Trybunał uznał ustawę o NFZ za niezgodną z Konstytucją i wysłał ją na „śmietnik legislacyjny”. Dla nas to była duża satysfakcja. Udowodniliśmy, że mieliśmy powody, by protestować, dla nas było to moralne zwycięstwo. Zwłaszcza że próbowano zarzucać nam, iż nie kierujemy się racjami merytorycznymi i dobrem pacjenta, ale prywatą i własnymi zyskami. Orzeczenie było dla nas rozgrzeszeniem nie tylko wobec nas samych, ale także przed naszymi pacjentami.

Panie Doktorze, należał Pan do Solidarności, AWS, należy Pan do Platformy Obywatelskiej. Czy to starcie Porozumienie Zielonogórskie – Narodowy Fundusz Zdrowia nie było taką grą polityczną, w której zyskała PO? Wówczas notowania PO znacząco wzrosły.

Zawsze uważałem, że jeśli polityk bierze się za ochronę zdrowia, to nic dobrego z tego nie wynika ani dla pacjenta, ani dla personelu medycznego. Bardzo chcieliśmy, by nasza działalność była jałowa politycznie, septyczna. Nie udało nam się tego zrobić, dlatego, że przeciwstawiając się NFZ, byliśmy posądzani o to, iż przeciwstawiamy się polityce państwa, ekipie rządzącej, polityce SLD - tak to było odbierane. Najłatwiej w tym momencie powiedzieć, że coś jest działaniem politycznym, a jeszcze lepiej, jak znajdzie się pseudo powody dla takiego określenia, czyli, że ktoś ma coś wspólnego z partią polityczną. Niewątpliwie uważam, że dla nas było błędem łączenie się z jakimikolwiek politykami, ale tak naprawdę grudzień był taki, że nawet z diabłem byśmy się zbratali, by rozwiązać ten problem. Niewiele partii politycznych wyciągnęło do nas pomocną dłoń. Partią, która to zrobiła w grudniu ubiegłego roku, była Platforma Obywatelska. Jednak wiedzieliśmy, że dotknięcie PO spowoduje obstrukcję ze strony ekipy rządzącej, która będzie uważała, iż jest to próba osiągnięcia korzyści wyborczych przez PO z protestu środowiska lekarskiego, protestu, który nie miał żadnych odcieni politycznych. Nie wiem, czy było dobre to, co się stało, nie wiem, czy notowania PO rosły wówczas dlatego, że PO zaczęła łączyć się z Porozumieniem Zielonogórskim. Niewątpliwie, jeśli protest lekarzy potrwałby o tydzień dłużej, rząd Leszka Millera mógłby upaść. Doskonale o tym wiemy, bo napięcia społeczne wynikające z braku dostępności do świadczeń zdrowotnych były duże i naprawdę wystarczył tydzień, by doszło do wprowadzenia stanu wojennego w medycynie i ośmieszenia się wobec całego świata medycznego, a przede wszystkim Polski jako państwa demokratycznego wchodzącego do Unii Europejskiej. Może gdybyśmy nie dotknęli Platformy Obywatelskiej doszłoby do wcześniejszego porozumienia z rządem. Jednak obserwując premiera i prezesa NFZ nic na to nie wskazywało. Niewątpliwie działanie PZ obnażyło słabość rządu, brak polityki zdrowotnej, pokazało działania sprzeczne z interesami środowiska medycznego i pacjentów. Na pewno ta sytuacja zabrała parę punktów procentowych temu rządowi, jeśli chodzi o poparcie.

Podobno nazywają Pana ministrem, czy to prawda?

No cóż, niech nazywają. Nie znam żadnego ministra zdrowia, który zbiłby jakikolwiek kapitał na swojej działalności. Jeśli miałbym zreformować system opieki zdrowotnej, to przez 5 lat nikt nie mógłby mi w tym przeszkadzać, po drugie musiałbym chodzić z silną obstawą, później musiałbym mieć emeryturę i zapewne wyjechać z tego kraju. Tylko wtedy można podjąć się takiego zadania. Proszę mi wierzyć, nikt w tym systemie i przy takich układach politycznych nie zreformuje skutecznie ochrony zdrowia. Decyzje, które trzeba podjąć, byłyby bardzo niepopularne, przewróciłyby cały system opieki zdrowotnej, niestety nie da się tego zrobić bezboleśnie w tym kraju, tu trzeba być realistą. Trzeba przeciąć przedziwne układy na poziomie akademii medycznych, lobby profesorsko-ordynatorskiego - są to układy tak skostniałe i zakorzenione, że jeden człowiek nie przywróci systemu, który byłby funkcjonalny i zabezpieczał żywotne interesy społeczeństwa, dawał lekarzom możliwości rozwoju, eliminacji szarej strefy. To jest niemożliwe. Można zostać ministrem, ale okres trwania na tym stanowisku to średnio rok, to jest praca sezonowa.

Właściciel NZOZ-u, lekarz rodzinny, lekarz pogotowia, samorządowiec – druga kadencja w komisji zdrowia w Radzie Miejskiej w Zielonej Górze, członek władz ośrodka kształcenia lekarzy w Zielonej Górze, inicjator powstania Porozumienia Zielonogórskiego do walki z dyktatem NFZ, czy to wszystko da się pogodzić?

Przede wszystkim lekarz rodzinny, 2400 pacjentów. Na dzisiaj nie mam ochoty bawić się w politykę, dlatego, że ona nie daje żadnych perspektyw.

Dziękuję za rozmowę.