Przegląd Urologiczny 2005/2 (30) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2005/2 (30) > Podnoszenie rangi urologicznych badań

Podnoszenie rangi urologicznych badań

Z prof. dr. hab. med. Zbigniewem Kwiasem, kierownikiem Kliniki Urologii AM w Poznaniu, rozmawia Adam Wojciechowski

11 marca 2005 roku w poznańskim Starym Browarze odbyło się zebranie Komisji Urologicznej Komitetu Patofizjologii Klinicznej VI Wydziału Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk, której Pan przewodniczy. Jak długo istnieje ta komisja?

Fotografia 1
 

Komisja Urologiczna istnieje już ponad 20 lat, powołał ją w 1984 roku prof. Tadeusz Krzeski. Było to wielkie przedsięwzięcie i wysiłek organizacyjny profesora, któremu bardzo zależało na tym, aby urologia była reprezentowana w Polskiej Akademii Nauk. Przez wiele lat prof. Krzeski był przewodniczącym komisji. Głównym celem, jaki mu przyświecał, było zapoznawanie środowiska medycznego z najnowszymi osiągnięciami naukowymi urologii światowej oraz przegląd programów naukowych, w szczególności prac habilitacyjnych i doktorskich, przedstawianych następnie na posiedzeniach komisji.

Czy tego rodzaju program działania stymulował postęp naukowy w urologii?

Realizacji pierwszego celu, nazwijmy go edukacyjnym, miało służyć zapraszanie wybitnych urologów na wykłady do Polski. Drugim było przedstawianie problemów naukowych realizowanych przez polskie środowisko naukowe. Takie zadanie postawił sobie prof. Krzeski i konsekwentnie je wypełniał. Na pewno działanie w ramach Komisji Urologicznej znacznie ożywiło życie naukowe. Zwiększyła się liczba publikacji naukowych, prac doktorskich i habilitacyjnych. Patrząc perspektywicznie, można stwierdzić, że utworzenie przez prof. Krzeskiego Komisji Urologicznej PAN było ważnym wydarzeniem w polskiej urologii.

Następnym przewodniczącym Komisji Urologicznej został prof. Andrzej Borkowski, który również w podobnym duchu prowadził prace komisji. Konferencje organizowane przez niego były bardzo interesujące. Zapraszał wielu wybitnych urologów z całego świata, którzy prezentowali najnowsze osiągnięcia naukowe i praktyczne w urologii. W tym czasie liczba członków komisji zwiększyła się do 39 urologów. Należy pamiętać, że obydwaj przewodniczący działali w okresie, w którym dostęp do światowej wiedzy urologicznej był znacznie utrudniony.

Kolejnym przewodniczącym komisji został prof. Kazimierz Krajka, który połączył zebrania komisji z Uroneptunaliami. Zebrania te, znakomicie zorganizowane i atrakcyjne, zwykle odbywały się w grudniu i trwały dwa dni, z których jeden, choć poświęcony przeprowadzaniu zabiegów chirurgicznych, był kontynuacją zebrania. Prof. Krajka nadał spotkaniom wysoką rangę, a operacje przeprowadzane przez wybitnych urologów o światowej renomie cieszyły się dużą popularnością. Jednak komisja zatraciła pierwotny charakter, przestała być przeglądem dokonań w zakresie urologii i źródłem stymulacji rozwoju tego działu medycyny w Polsce.

Dlaczego komisja zmieniła swój charakter?

Każdy przewodniczący nadaje działalności komisji własny kształt. Ambitne plany prof. Krajki sprawiły, że pomimo iż zebrania trwały dwa dni, nie było już czasu na wprowadzenie do ich programu tych zagadnień, które byłyby kontynuacją myśli prof. Krzeskiego.

Czy ta zmiana spowodowała przerwę w pracy komisji?

Nie, ona działała ciągle, chociaż w miarę upływu czasu zmieniła swój charakter. Fasadowość działania komisji i ograniczenia finansowe doprowadziły także do zmniejszenia liczby jej członków z 39 do 15 osób.

Kiedy powierzono Panu funkcję przewodniczącego komisji?

Prof. Krajka złożył rezygnację w 2004 roku. W związku z tym w Mrągowie w tymże roku, na zebraniu Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Urologicznego dokonano wyboru nowego przewodniczącego komisji. Oprócz mnie zgłosił się jeszcze jeden kandydat i każdy z nas przedstawił własny program działania. Ja zapowiedziałem kontynuację tego, co zapoczątkował prof. Tadeusz Krzeski. Uważałem, że w skład komisji powinni także wejść wszyscy samodzielni pracownicy nauki oraz przejawiający aktywność naukową asystenci i ordynatorzy oddziałów urologicznych. Moim zdaniem, członkostwo w komisji powinno być wyróżnieniem za osiągnięcia naukowe lub organizacyjne w zakresie urologii. Głównym celem, jaki sobie postawiłem, było powiązanie działalności Zarządu Głównego PTU i Komisji Urologicznej, która prezentowa łaby wszystkie rozpoczęte w Polsce prace habilitacyjne oraz ciekawsze, ukończone już rozprawy doktorskie, a także zajmowała się archiwizacją elektroniczną prac doktorskich i habilitacyjnych z pełną dokumentacją, obejmującą autora, promotora i recenzentów. W tajnym głosowaniu Zarząd Główny PTU powierzył mi funkcję przewodniczącego Komisji Urologicznej. Następnie Komitet Patofizjologii Klinicznej PAN zatwierdził moją kandydaturę, a także przyjął mnie w poczet swych członków. Uważam to za ogromne wyróżnienie i zachętę do dalszej aktywności.

Czy zadanie, jakie Pan sobie postawił, nie jest zbyt ambitne i nie okaże się ponad Pana siły?

Mam nadzieję, że jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to podołam tej pracy. Nie obawiam się realizacji programu naukowego, lecz planu uporządkowania oraz archiwizacji prac doktorskich i habilitacyjnych. Trudność polega na tym, że nie da się zgromadzić w postaci elektronicznej wszystkich prac, jakie się w urologii ukazały, chociażby od początków istnienia Polskiego Towarzystwa Urologicznego. Zobowiązałem więc kolegów, ażeby przysyłali spisy prac doktorskich i habilitacyjnych oraz prace, które już się ukazały w postaci elektronicznej. Udało się nam zgromadzić około 300 prac doktorskich i habilitacyjnych. Planuję także, aby na zebraniach komisji, odbywających się dwa razy w roku: wiosną i jesienią, były omawiane badania naukowe prowadzone w klinikach i oddziałach urologii. Oprócz prac habilitacyjnych i doktoratów byłyby wówczas przedstawiane również programy badawcze realizowane przez poszczególne ośrodki.

Prace naukowe zwykle są publikowane w różnych wydawnictwach. Po co więc komisja ma się nimi zajmować?

W czasopismach naukowych są zamieszczane tylko niewielkie fragmenty prac lub ich streszczenia. Brak tam miejsca na obszerniejszą prezentację, niemożliwa jest także szeroka dyskusja, zwłaszcza nad pracą w trakcie realizacji. Zebrania komisji powinny stanowić dla autorów publikacji urologicznych szansę przedstawienia swych prac na dużym forum naukowym oraz życzliwej dyskusji, pozwalającej wzbogacić prace oraz uniknąć błędów. Myślę, że celowe i pożyteczne byłoby doprowadzenie do tego, by w przyszłości Komisja Urologiczna stała się komisją naukową działającą przy Polskim Towarzystwie Urologicznym.

Polska urologia nie może się pochwalić tak dużym dorobkiem naukowym jak niektóre kraje Europy Zachodniej. Czy uda się to zmienić?

Sądzę, że głównym powodem są bardzo skromne lub wręcz żadne nakłady finansowe na naukę w Polsce. Komisja Urologiczna może stymulować rozwój badań naukowych w zakresie urologii, zachęcać do pracy, jednak bez wsparcia pieniężnego nie będziemy mogli dorównać innym krajom Europy Zachodniej. Jeżeli chodzi o przygotowanie zawodowe i organizacyjne, to dzięki ogromnej pracy prof. Andrzeja Borkowskiego i prof. Andrzeja Borówki jesteśmy w strukturach europejskich bardzo mocno posadowieni.

Czemu ma służyć rozpoczęta przez Pana archiwizacja prac naukowych?

W ciągu zaledwie kilku miesięcy udało się nam dokonać tego, że wpłynęło do nas około 300 prac doktorskich i habilitacyjnych, które powstały mniej więcej od roku 1960 aż do dziś. Ich liczba stale rośnie. Zmienia się także tematyka. Na początku większość dotyczyła kamicy układu moczowego i leczenia łagodnego rozrostu stercza, a prac doktorskich było niewiele, nie więcej niż pięć w ciągu roku. Wśród doniesień naukowych nie było zupełnie opracowań dotyczących uroonkologii. Archiwizacja pozwala na obserwację zmian zainteresowań naukowych polskiej urologii i porównanie ich ze zmianami zachodzącymi w innych krajach. Obecnie obserwujemy u nas stały wzrost zainteresowania onkologią, natomiast zmniejsza się liczba prac na temat kamicy układu moczowego. Podobną tendencję obserwuje się na całym świecie. Archiwizacja prac w formie elektronicznej ułatwia korzystanie z autorskich opracowań, co obecnie - jak wiemy - jest znacznie utrudnione.

Brzmi to budująco. Ale skoro tak, dlaczego nikt w ostatnich latach nie chciał się wziąć za taką archiwizację?

Pewnie dlatego, że wymaga to ogromnej pracy, a każdy z nas jest obciążony wieloma obowiązkami zawodowymi, naukowymi, dydaktycznymi, organizacyjnymi itp.

Oby się Panu Profesorowi to powiodło.
Zapewne ci młodzi, którzy dostaną od Państwa pomoc i stymulację, będą wdzięczni, jednak skłonić do współpracy wszystkich profesorów nie będzie łatwo.

Myślę, że jest to błędny osąd. To właśnie koledzy profesorowie przysłali wykaz wszystkich prac, jakie były możliwe do uzyskania w ich ośrodkach. Sądzę, że przedstawienie analizy archiwizacji prac na zebraniu w Poznaniu oraz przypominanie na kolejnych zebraniach o obowiązku przesyłania prac pozwoli na sporządzenie pełnej listy prac doktorskich, habilitacyjnych i opracowań wyników badań naukowych polskiej urologii.

Może Pan wymienić ośrodki urologiczne, które się wyróżniają pod względem naukowym?

Za wcześnie na taką ocenę, jednak powszechnie wiadomo, że przodują kliniki z Warszawy, ponieważ tam jest najwięcej ośrodków urologicznych i są one najmocniejsze kadrowo. Ale niewiele im ustępują ośrodki kliniczne i oddziały urologiczne z innych miast.

Od 2005 roku będę dysponował pełnym wykazem wszystkich programów badawczych, prac doktorskich i habilitacyjnych, które w Polsce się ukazują, i wtedy łatwiej będzie oceniać pracę poszczególnych ośrodków urologicznych.

Mając tak wiele do zrobienia może Pan liczyć na wsparcie pomocników.

Mam jednego pomocnika, niezwykle pracowitego, dr. med. Rolanda Dadeja, którego powołałem na sekretarza Komisji Urologicznej. Jest odpowiedzialny za bardzo trudny fragment pracy, archiwizację wszystkich prac naukowych. Zrobiliśmy dobry początek i największa praca jest już za nami. Od stycznia tego roku wszystkie prace będą przekazywane w formie elektronicznej, co znacznie ułatwi uszeregowanie w zależności od ośrodka i tematyki. Za kilka lat powstanie rzeczywisty obraz pracy poszczególnych ośrodków: zagadnień, którym się poświęcano i badań naukowych, które prowadzono. Archiwizacja jest więc do zrobienia, jeżeli będzie się ją prowadziło systematycznie.

To, co się Panu udało zrobić w Poznaniu podczas pierwszego posiedzenia komisji pod Pana kierownictwem, było dla mnie dużym zaskoczeniem. Czy wszystkie zaplanowane przez Pana zamierzenia udało się podczas tego spotkania zrealizować?

Zależało mi na tym, żeby nadać pierwszemu zebraniu Komisji Urologicznej PAN wysoką rangę naukową i organizacyjną. Udało mi się zaprosić prezesa Polskiej Akademii Nauk prof. Andrzeja Legockiego, który jest obecnie najwybitniejszą i najważniejszą postacią życia naukowego w Polsce, oraz prof. Tadeusza Tołłoczkę, przewodniczącego Komitetu Patofizjologii Klinicznej PAN. Zaproszenie przyjęli również profesorowie niemający związków z urologią czy medycyną: prof. Ewa Wycichowska, wybitna tancerka i choreograf oraz rektor Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, prof. Wojciech Müller.

A czym Pan zachęcił prof. Legockiego do wzięcia udziału w tym spotkaniu?

Profesorowi bardzo zależy na rozwoju nauki w Polsce, dlatego mimo rozlicznych zajęć i to spotkanie wpisał do swego kalendarza. Jest bardzo otwarty na wszystkie inicjatywy, które mogą wpłynąć na podniesienie poziomu badań naukowych, toteż pomimo trwania Międzynarodowej Konferencji Naukowej organizowanej przez Polską Akademię Nauk, znalazł czas, by być na naszym zebraniu w Poznaniu.

Jaka była opinia prof. Legockiego na temat Komisji Urologicznej?

Bardzo mu się podobał nasz program i obiecał wspomóc działalność komisji. Zapowiedział, że chętnie weźmie udział w kolejnym zebraniu, a także wygłosi wykład. To samo obiecał prof. Tołłoczko. Obaj rozumieją, że praca naukowa z zakresu medycyny nie jest łatwa. A lekarze koncentrujący się na leczeniu chorych nie mogą zapominać, że sukcesy i skuteczność działań lekarskich zależą także od osiągnięć naukowych. Prof. Tołłoczko powiedział, że jeden dobrze wyleczony chory to tyle co jedna dobra praca naukowa.

Na co w swoim wystąpieniu zwrócił uwagę prof. Andrzej Borówka, czy coś szczególnie podkreślił?

Wyraził radość i zadowolenie, że doszło do spotkania. Życzył sukcesów w działalności Komisji Urologicznej. Prof. Borówka uważa, że być może w przyszłości Komisja Urologiczna stanie się komisją naukową Polskiego Towarzystwa Urologicznego.

Czyli możliwa jest symbioza komisji naukowej PTU i komisji PAN?

Uważam, że Komisja Urologiczna powinna być niezależna w swym działaniu, chociaż jest oczywiste, że istnieje konieczność prowadzenia prac z kolegami działającymi dla dobra polskiej urologii. Dlatego funkcjonowanie komisji musi ściśle wiązać się z działalnością Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Urologicznego. W swoim programie proponuję, żeby przewodniczący Komisji Urologicznej był wybierany zgodnie z kalendarzem wyborów przeprowadzanych w Towarzystwie Urologicznym, a sprawozdania z działalności komisji były przedstawiane na zebraniu Zarządu Głównego PTU, niezależnie od corocznego sprawozdania sporządzanego dla Polskiej Akademii Nauk.

Jak będą wybierani nowi członkowie Komisji Urologicznej?

Nazwiska kandydatów na członków będą zgłaszane do kapituły, którą stanowią wszyscy członkowie komisji i ona w wyniku głosowania dokona wyboru nowych członków. Każdy członek Komisji Urologicznej zostanie wyróżniony dyplomem potwierdzającym, że został przyjęty w poczet jej członków. Uważam, że to będzie ogromne wyróżnienie dla młodego naukowca. Chciałbym, żeby wszyscy nowi członkowie komisji byli samodzielnymi pracownikami lub co najmniej mieli tytuł doktora medycyny.

Podczas spotkania przedstawiono prace habilitacyjne, które jeszcze nie zostały ukończone.

Zaprezentowano wyniki dwóch programów badawczych, które mogą stać się podstawą rozpraw habilitacyjnych: dr. med. Artura Antoniewicza, FEBU i dr. med. Piotra Chłosty, FEBU. Jestem przekonany, że przedstawienie własnych dokonań w gronie znakomitych specjalistów, a także wysłuchanie interesującej i rzeczowej dyskusji na ich temat zmobilizuje autorów do szybkiego zakończenia prac. W spotkaniu wzięło udział około stu wybitnych urologów, czołowych polskich naukowców w tej dziedzinie. Nie spodziewałem się tak licznego uczestnictwa, ponieważ zebranie komisji odbywało się na tydzień przed obradami Europejskiego Towarzystwa Urologicznego.

Ta frekwencja także dla mnie była zaskoczeniem, podobnie jak ożywiona dyskusja i zainteresowanie, jakie wśród zebranych wzbudziły przedstawione prace.

Spełniło się to, o czym nieśmiało myślałem i o czym marzyłem. Jeszcze bardziej też utwierdziłem się w przekonaniu, że cel, który sobie postawiłem, jest słuszny. I prace habilitacyjne, i prace doktorskie wzbudziły duże zainteresowanie, o czym świadczyła ożywiona, ale życzliwa dyskusja. Prace zostały też wysoko ocenione. Wysiłek włożony w ich przygotowanie oraz prezentację został więc doceniony. Myślę, że można nagradzać młodych autorów najciekawszych prac naukowych. Być może uda mi się to zrobić przez ośrodek poznański, istnieje bowiem możliwość wyróżnienia młodych pracowników naukowych medalem im. Hipolita Cegielskiego.

Listę wyróżnionych medalem im. Hipolita Cegielskiego zapoczątkował już prof. Andrzej Borówka.

Profesor Borówka został wyróżniony za swoją działalność i pracę dla urologów, polskiej urologii oraz Polskiego Towarzystwa Urologicznego. Godność Lidera Pracy Organicznej przyznano mu w połowie minionego roku, a teraz tylko uroczyście wręczono statuetkę. Kiedy zostałem przewodniczącym Komisji Urologicznej i zamierzałem zorganizować pierwsze zebranie w Poznaniu, pomyślałem, że będzie to znakomita okazja do uhonorowania prof. Borówki przed takim zgromadzeniem urologów. Wręczenie mu tego wyróżnienia w mieście, w którym się urodził, miało szczególną wymowę. Doceniona została nie tylko praca, którą profesor wkłada w działalność Towarzystwa i rozwój polskiej urologii, lecz także promowanie polskiej urologii na arenie międzynarodowej. Statuetkę Złotego Hipolita i Lidera Pracy Organicznej przyznaje się za szczególne zasługi, a pierwszą osobą, która otrzymała to wyróżnienie, był papież Jan Paweł II.

Nie było chyba jeszcze takiego spotkania naukowego urologów, podczas którego prezentacje naukowych prac urologicznych byłyby połączone z prezentacjami dorobku w dziedzinie sztuki. A na omawianym zebraniu komisji w Poznaniu wystąpili dyrektor Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu, prof. Ewa Wycichowska i rektor Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, prof. Wojciech Müller. Czy takie zbliżanie medycyny do sztuki zamierza Pan kontynuować?

Lekarz mający bezpośredni kontakt z człowiekiem powinien być humanistą. Ważne jest nie tylko przygotowanie zawodowe. Zajęci pracą, często nie mamy czasu, żeby zwrócić uwagę na to, co się dzieje w sztuce, malarstwie, literaturze, dlatego chciałbym, żeby każde zebranie komisji było wzbogacone prezentacją działalności pozamedycznej. Rozwinięcie wrażliwości przez obcowanie ze sztuką pozwala nawiązać znacznie lepszy kontakt z chorym.

Nieprzypadkowo wybrałem prof. Ewę Wycichowską, byłą znakomitą tancerkę, a obecnie dyrektora Polskiego Teatru Tańca. Prezentuje ona warsztat choreograficzny na światowym poziomie. W swej działalności artystycznej promuje artystów nie tylko polskich, ale także z całego świata, na przykład z Finlandii czy Japonii. Organizuje w Poznaniu warsztaty baletowe, na które zaprasza najwybitniejszych tancerzy i choreografów o światowej sławie. Swój Teatr Tańca prezentuje na całym świecie. Jest osobą niezwykle popularną i znaną.

A także bardzo zajętą. Co sprawiło, że przyjęła zaproszenie urologów?

Od dawna na spotkaniach naukowych przedstawiam ludzi niezwiązanych z medycyną. Na przykład pięć lat temu w Poznaniu, podczas otwarcia Kliniki Urologicznej poznańskiej Akademii Medycznej, piękny wykład na temat historii polskości wygłosił wybitny historyk prof. Lech Trzeciakowski.

Oczywiście, obecność prof. Ewy Wycichowskiej traktuję jako wyróżnienie. Kiedyś organizowałem w Poznaniu konferencję na temat zaburzeń seksualnych i zaprosiłem panią Ewę, która była wówczas kilka dni po nominacji profesorskiej, żeby omówiła wpływ hormonów na ekspresję tancerzy w tańcu. Z tego zadania pani profesor znakomicie się wywiązała: wygłosiła bardzo piękny i ciekawy wykład, zakończony pokazem tanecznym, w którym uczestniczyli wszyscy biorący udział w zebraniu naukowym.

Z ogromnym zainteresowaniem zebrani wysłuchali też wystąpienia rektora Akademii Sztuk Pięknych, prof. Wojciecha Müllera.

Jego prace artystyczne przedstawiają piękno ciała ludzkiego będącego w ruchu. Te ogromnej wielkości (ponad 12-metrowe) obrazy zmuszają do myślenia. Widz musi znaleźć to, co chce przeżyć, oglądając obraz, ułożyć jego fragmenty we własny ciąg zdarzeń, wyobrażeń, kolorów. To jest piękne przeżycie.

Obawiałem się, że sztuka to temat dla większości urologów zbyt odległy i nie wzbudzi aż tak żywego zainteresowania.

Nie można ludzi dzielić na urologów i artystów. Wszyscy mamy prawo coś przeżyć, coś zobaczyć. Każdy człowiek przeżywa świat inaczej. To nie zależy od wykształcenia, także specjalistycznego, ale od wrażliwości. Każde przeżycie artystyczne zwiększa wrażliwość nie tylko na sztukę, lecz także na człowieka. Myślę, że obcowanie ze sztuką szeroko pojętą czyni nas łagodniejszymi i bardziej wyrozumiałymi dla siebie i innych. Proszę zwrócić uwagę, z jaką ciekawością uczestnicy zebrania słuchali prof. Müllera, który wystąpił na koniec spotkania, kiedy wszyscy byli już zmęczeni, głodni i spieszyli się do domów. Nikt jednak nie opuścił sali, bo to, co profesor mówił, było niezwykle interesujące. A jeszcze ciekawsza okazała się dyskusja.

Źle się stało, że po wojnie uczelnie medyczne w Polsce wyprowadzono z uniwersytetów i ograniczono kształcenie lekarzy wyłącznie do tematyki zawodowej. Teraz usiłuje się to naprawiać i dąży się do tego, by program nauczania był szerszy, humanistyczny, by akademie medyczne powróciły do uniwersytetów. Przypominają mi się wielkie nazwiska nieżyjących już polskich lekarzy, prawdziwych humanistów. Odnoszę wrażenie, że postanowił Pan wskrzesić dawne tradycje nakazujące lekarzowi bycie humanistą, a nie "technikiem".

Nie można być dobrym lekarzem, jeśli widzi się tylko objawy choroby, które pozwolą postawić prawidłowe rozpoznanie, a następnie w bezduszny sposób komunikuje się je choremu. Psychika i wrażliwość każdego z nas są inne, każdy pacjent reaguje więc różnie na przedstawione mu złe wiadomości. Dlatego szczególnie lekarz, który jest powiernikiem największych ludzkich tajemnic, oprócz doskonałej wiedzy fachowej musi też mieć duszę człowieka wrażliwego na cierpienie, ale i na piękno artysty. Zdobywa się to najczęściej przez wychowanie, obcowanie z przyrodą, kulturą, sztuką i ludźmi, którzy sztukę tworzą.

Od dłuższego czasu fascynuje mnie odkrywanie związków lekarzy ze sztuką bądź muzyką. Pod koniec rozmowy o dziełach sztuki prof. Tołłoczko zdradził, że kiedyś grał na pianinie i nawet myślał o karierze muzyka.

Profesor Tołłoczko zajmuje się również pisaniem, i to nie tylko prac naukowych. Wydał piękny pamiętnik, który został nagrodzony pierwszą nagrodą w konkursie na pamiętnik lekarza, organizowanym przez "Gazetę Lekarską". Profesor Tadeusz Tołłoczko, znakomity chirurg, jest wspaniałym człowiekiem, dobrze wykształconym, muzykalnym, wrażliwym na cierpienie ludzkie. To są cechy osoby, która może być lekarzem. Bo nie każdy się nadaje do tego trudnego, lecz pięknego zawodu. I dlatego dobrze się stało, że niezależnie od spraw naukowych podzielił się swoimi przeżyciami związanymi ze sztuką, a w szczególności muzyką.

Dziękuję za rozmowę.