Przegląd Urologiczny 2005/2 (30) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2005/2 (30) > Samorząd lekarski jest instytucją demokratyczną

Samorząd lekarski jest instytucją demokratyczną

Z dr. Konstantym Radziwiłłem, prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, rozmawia Małgorzata Skarbek

Fotografia 1
 

Czym można tłumaczyć stosunkowo nikłe kontakty samorządu zawodowego lekarzy z medycznym środowiskiem naukowym?

Istotnie, kontakty te nie są zbyt intensywne. Ubolewam nad takim stanem. W jakiejś mierze można tłumaczyć to okolicznościami historycznymi.
Niewątpliwie samorząd lekarski odrodził się wraz z ruchem społecznym, solidarnościowym na bazie sprzeciwu wobec zastanego establishmentu (w tym także medycznego). Działacze tworzący pierwsze izby lekarskie to byli ludzie, którzy walczyli o nową rzeczywistość. A medyczne środowisko naukowe było wówczas postrzegane jako część establishmentu. Ale po 15 latach działania przyszedł czas, by zapominać o animozjach z pierwszego okresu. Następuje wymiana pokoleniowa - ludzi, którzy wtedy być może byli wobec siebie nieufni, zastępują młodzi. Obecnie w samorządzie ta dawna niechęć, czy czasem nawet wrogość, zdecydowanie zanika. Mam jednak wrażenie, że środowisko akademickie nie w pełni to zauważa. Samorząd lekarski to instytucja całkowicie demokratyczna. Aby realizować swoje pomysły czy interesy swojej grupy, trzeba po prostu zdobyć w jego organach odpowiednią reprezentację. Dotyczy to także środowiska lekarzy akademickich. Jego przedstawiciele muszą wziąć udział w wyborach, wybrać swoich delegatów, wejść do władz okręgowych i krajowych. W obecnych władzach samorządu jest grono ludzi wywodzących się ze środowiska naukowego, ale zasługuje ono na liczniejszą grupę przedstawicieli.
Zresztą nie tylko środowisko akademickie narzeka, że ma zbyt małą reprezentację w samorządzie. Podobną opinię formułuje np. środowisko lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Twierdzą, że praca w rozproszeniu, w terenie, utrudnia im integrację. Jeśli jednak nie potrafią się skonsolidować, to nie uzyskają swojej reprezentacji w samorządzie. Pod tym względem środowisko akademickie jest w lepszej sytuacji.
Inną kwestią jest instytucjonalna współpraca samorządu z towarzystwami medycznymi. W kadencji, która dobiega końca, sytuacja w tym zakresie się poprawiła. Przedmiotem współpracy stały się zagadnienia doskonalenia zawodowego lekarzy. Zajmuje się tym Komisja Kształcenia NRL, kierowana przez prof. Jerzego Kruszewskiego (lekarz akademicki) wspólnie z przedstawicielami towarzystw naukowych, w tym również PTU. Ostatnio także prof. Andrzej Borówka wziął udział w spotkaniu, na którym dyskutowano o następstwach rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie sposobów dopełnienia obowiązku doskonalenia zawodowego lekarzy.

Jaki jest udział samorządu w ostatecznym kształcie tego rozporządzenia?

Obecna wersja, w tym zwłaszcza paragraf 7. tego rozporządzenia, jest efektem zabiegów NRL i moich osobiście. Paragraf 7. mówi o tym, że lekarz może zdobywać punkty edukacyjne także w ramach programów edukacyjnych przygotowanych przez towarzystwa medyczne. Bardzo zależało mi na tym, aby nie powstało wrażenie, że strukturę doskonalenia budujemy od zera. Środowisko akademickie, w tym przede wszystkim towarzystwa naukowe, a PTU szczególnie, są od dawna zaangażowane w podyplomowe kształcenie lekarzy. Nie można tego dorobku pominąć.

Większość lekarzy zawsze kształciła się i będzie to robić nadal, bo dyktuje im to zarówno wewnętrzna potrzeba, jak i konieczność wynikająca ze stałego rozwoju medycyny. Jest jednak także grupa niedbająca o poszerzanie swojej wiedzy.

Jeśli kształcenie ma być optymalne, to powinniśmy je prowadzić według standardów sprawdzonych w innych krajach europejskich - przyjąć model szkolenia akredytowanego przez jedną instytucję. Do prowadzenia akredytacji wskazany jest przepisami prawa samorząd lekarski. Dzięki naszym zabiegom istnieje możliwość częściowego scedowania obowiązków akredytacyjnych "zdarzeń edukacyjnych" (taka jest formalna nazwa pojedynczego szkolenia) na towarzystwa naukowe. W ograniczonym zakresie, bo jednak towarzystwo musi przedstawić NRL program kształcenia wraz ze spisem poszczególnych szkoleń. Będzie to oferta dla lekarzy, którzy już mają specjalizację albo ją zdobywają, i na ogół są członkami danego towarzystwa. W ten sposób lekarz otrzyma propozycję doskonalenia w dziedzinie swojej specjalizacji na najwyższym poziomie. Towarzystwa mogą tworzyć programy dobrane pod kątem potrzeb danej specjalizacji w zakresie wiedzy teoretycznej i umiejętności praktycznych. Taką całościową ofertę będzie akceptować NRL.

Czy PTU, które ma całościowy program szkoleń, ma szansę na uznanie również swojej punktacji kredytowej?

Punkty kredytowe to najtrudniejszy element tej operacji. Wszyscy lekarze zbierają je od kilku lat na podstawie uchwały NRL z 2000 r., a więc prawie od 5 lat. Kilka towarzystw, np. psychiatryczne, internistyczne, miały także swoje punkty kredytowe, ale ich wartość nie przystaje do punktacji zapisanej we wspomnianym wcześniej rozporządzeniu. Są "niewymienne". Jeszcze czym innym są punkty przyznawane przez PTU i akceptowane przez Europejską Unię Lekarzy Specjalistów (UEMS). Na marginesie należy dodać, że system punktowy UEMS jest akceptowany tylko przez niektóre środowiska lekarzy europejskich i nie obejmuje powszechnym zasięgiem wszystkich krajów UE. Teraz, po opublikowaniu rozporządzenia ministra zdrowia, wprowadzamy nowe punkty, niewymienialne z żadnymi dotąd istniejącymi. Samorząd lekarski obejmuje wszystkich lekarzy, musimy wprowadzić jeden system punktowy, "walutę" akceptowaną przez wszystkich. W tym systemie nie ma mowy o indywidualnym przyznawaniu punktacji za poszczególne zdarzenia edukacyjne. Jeśli kształcenie ma akredytację okręgowej rady lekarskiej, odbywa się w instytucjach posiadających ustawowy obowiązek kształcenia lub jest prowadzone przez naukowe towarzystwo lekarskie według programu zaakceptowanego przez NRL, to za uczestnictwo w nim lekarz otrzymuje automatycznie punkty według jednego schematu. Oczywiście lekarz może zbierać inne certyfikaty czy punkty, które świadczą o jego drodze zawodowej. Część z nich jest uznawana za granicą. Ale UEMS-owski system zbierania punktów nie jest na tyle powszechny, abyśmy go mogli implementować bez zastrzeżeń.

Po pierwszym etapie zamętu z pewnością dojdziemy do klarownego systemu. Wydaje mi się, iż obowiązki doskonalenia nałożone przez omawiane rozporządzenie są na takim poziomie, że poszczególnym lekarzom nie będzie trudno zebrać odpowiednią liczbę punktów. Lekarz, który ma wyższe aspiracje, z pewnością będzie mógł zrobić więcej. Punkty UEMS są właśnie dla takich lekarzy.

Fotografia 2
 

Jakie są relacje samorządu ze związkami zawodowymi: "tradycyjnymi" typu OPZZ, "Solidarność", Federacja Związków Zawodowych i "nowymi": OZZL, Porozumienie Zielonogórskie? Czy samorząd powinien zajmować się problemami socjalnymi lekarzy?

W ustawie o izbach lekarskich wśród zadań samorządu zapisano także negocjowanie warunków pracy i płacy, a to jest zadanie stricte związkowe. Jednak związki zawodowe wyposażono w ustawowe uprawnienia znacznie lepiej umocowując ich pozycję negocjacyjną. Samorządowi powierzono zadanie, ale nie dano formalnego upoważnienia, np. do brania udziału w negocjacjach komisji trójstronnej czy przy uzgadnianiu zbiorowych układów pracy.

Niemniej jednak od początku istnienia we wszystkich działaniach samorządu i podejmowanych uchwałach przewija się sprawa wynagrodzeń lekarzy. Nasi przedstawiciele biorą udział w procesie legislacyjnym mogącym mieć wpływ na wysokość wynagrodzeń, a także w akcjach protestacyjnych organizowanych dla poprawy skandalicznie niskich zarobków lekarzy. Będziemy dalej się tym zajmować.

Tradycyjne podejście, ściśle związkowe prezentują właśnie "stare" związki. Reprezentacja lekarzy jest w nich stosunkowo mała. Dominują pielęgniarki i pracownicy spoza zawodów medycznych. Czy z nimi współpracujemy? Na niższych szczeblach, tzn. w zakładach pracy, zwłaszcza w dużych szpitalach, gdzie działają koła samorządu lekarskiego, współpraca jest konieczna i istnieje. Szczegółowo na to pytanie może odpowiedzieć nie prezes NRL, lecz działacze. Ten obszar działalności jest ważny dla konkretnych pracowników.

Na szczeblu organów ogólnopolskich współpraca ze związkami istnieje przede wszystkim w zakresie legislacji. Rzadko się zdarza, aby przedstawiciele samorządu i związków zawodowych prezentowali różne opinie, np. na forum Sejmowej Komisji Zdrowia. Przykładem są tu długo trwające prace nad ustawą o pomocy publicznej, w których stanowimy wspólny front.

Porozumienie Zielonogórskie nie jest związkiem zawodowym, lecz związkiem instytucji - niepublicznych ZOZ-ów i praktyk lekarskich zajmujących się podstawową opieką zdrowotną i specjalistyką ambulatoryjną, choć większość należących do niego pracodawców jest lekarzami. Współpraca jest wyraźnie zauważalna od momentu powstania tej organizacji, bowiem zawiązała się w lokalu Okręgowej Izby Lekarskiej w Zielonej Górze. Także inne ich spotkania często odbywają się w siedzibach okręgowych izb lekarskich. Ważniejsze jednak jest to, że jesteśmy zgodni w kwestiach legislacyjnych. Ostatnio wspieraliśmy się przy negocjowaniu kontraktów na 2005 r. w październiku ub.r.

Czy samorząd ma jakieś plany współpracy z OZZL po ostatniej akcji stworzenia wspólnego projektu ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, która nie zakończyła się sukcesem?

OZZL ma trochę inny charakter niż tradycyjne związki, choćby dzięki wystąpieniom swoich znaczących przywódców, którzy często wypowiadają się na tematy dalekie od tradycyjnie związkowych. Dotyczą one często polityki, ekonomii, reformy ochrony zdrowia. Tuż po powstaniu OZZL samorząd często konkurował z tą organizacją, ale za mojej kadencji to się zmieniło. Wspólnie pracowaliśmy zbierając podpisy pod projektem nowelizacji ustawy o puz. Nie określiłbym tej akcji mianem nieudanej. Gdyby mierzyć ją tylko efektem końcowym, to z pewności ą nie skończyła się pozytywnie. W czasie gdy zebraliśmy 100 tys. podpisów, minister Łapiński już przeforsował w Sejmie ustawę o NFZ. Tym samym została uchylona ustawa o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, którą chcieliśmy nowelizować. Nasza propozycja nie była w ogóle rozpatrywana i nie miała nawet szansy na uchwalenie w tamtej sytuacji.

Ale tej akcji nie można zawężać tylko do jednostkowego wydarzenia. Pomysły, które wtedy zostały po raz pierwszy publicznie przedstawione, takie jak: odejście od kontraktowania na drodze konkursu ofert, propozycje dopłat do świadczeń zdrowotnych pobieranych od pacjentów, system kontraktowania oparty na negocjacjach zbiorowych, a nie indywidualnych, żyją i mają coraz więcej zwolenników zarówno wśród zwykłych obywateli, jak i wśród polityków. Konferencja okrągłego stołu w ochronie zdrowia, wydarzenie - moim zdaniem - ważne, zaakceptowa ła większość postulatów wyartykułowanych w naszym projekcie. W 2004 r. Krajowy Zjazd Lekarzy przyjął stanowisko, które - moim zdaniem - jest rozwinięciem tego projektu.

Politycy muszą się do niego ustosunkować. Coraz liczniejsi z nich, przynajmniej nieoficjalnie, przyznają, że te rozwiązania są naprawdę słuszne. Przedstawiciele wielu partii, również tych szykujących się do przejęcia władzy po wyborach, są skłonni przyjąć je, szczególnie te prowadzące do równowagi w systemie ochrony zdrowia zakładające, że możemy oferować tylko takie usługi, za które jesteśmy w stanie zapłacić. Postulat: żadnego współpłacenia, ale jakość coraz wyższa, jest nierealny. W obecnym przedwyborczym okresie politycy nie zechcą proponować trudnych rozwiązań. Jestem jednak ostrożnym optymistą i liczę, że po wyborach wrócą do nich, bowiem zdają sobie sprawę, że system ochrony zdrowia trzeba uporządkować, i to na początku kadencji parlamentu. Jedna z przyczyn kryzysu obecnego rządu z pewności ą leży w złym systemie lecznictwa. I zdarza się to nie po raz pierwszy.

Jakie jest stanowisko NRL wobec obecnie rozpatrywanej ustawy o pomocy publicznej?

Ustawa ta próbuje - taka jest opinia NRL - załatwić dwie sprawy: pomoc publiczną dla szpitali i restrukturyzację publicznych zakładów ochrony zdrowia. Są to rzeczy odrębne, a pomysł zmuszenia zakładów do przekształceń za cenę uzyskania pomocy uważamy za zły. Samorząd stoi na stanowisku, że władze powinny przyznać, iż kilka lat temu uchwalono "ustawę 203", dającą należne pracownikom podwyżki, nie dano jednak zakładom środków na ich realizację. Teraz, w już uchwalonym budżecie zapisano na ten cel pieniądze, kwalifikując je jako "pożyczki". Powinny tak zostać wydatkowane. Pożyczki można potem umorzyć. Pieniądze te należy podzielić między wszystkie zakłady, które były zobowiązane do wypłat z tytułu "ustawy 203", nie tylko te zadłużone. Zresztą 2,2 mld zł nie rozwiąże sprawy całego zadłużenia.

Natomiast zupełnie odrębną sprawą jest restrukturyzacja albo też przekształcenia własnościowe w spółki kapitałowe publicznych zakładów opieki zdrowotnej. Pomysł, aby zmuszać do tego wszystkie szpitale, jest zły i bez sensu. Nie ma takiego kraju, w którym wszystkie szpitale funkcjonują jako przedsiębiorstwa nastawione na zysk. Mamy przecież szpitale kliniczne, resortowe, np. wojskowe, które pełnią rolę dydaktyczną, naukową czy strategiczną. Nie mogą zostać spółkami kapitałowymi. Na szczęście pomysł ten odesłano już do lamusa.

W stanowisku Krajowego Zjazdu Lekarzy z 2003 r. znajdujemy postulat, aby stworzyć możliwość ewentualnych przekształceń własnościowych, w tym również prywatyzacji tych szpitali, gdzie jest to możliwe. Mamy obecnie do czynienia z prywatyzacją i komercjalizacją, ale jest robioną według niejasnych kryteriów. To nas niepokoi. Potrzebna jest ustawa wzorowana na ustawie o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw. Nikogo jednak nie można zmuszać do jej zastosowania i to jeszcze we wspomniany wyżej sposób. Nie wiem, jak potoczy się dalej sprawa w Sejmie, bo obecnie przedłożono aż 3 projekty dotyczące omawianych kwestii.
Przedstawiciel NRL przez półtora roku, bo tyle trwają już prace nad ustawą, walczył o usunięcie rozwiązania, według którego warunkiem uzyskania pożyczki było przekształcenie własnościowe.

Jaka jest faktyczna rola izb lekarskich w obecnej, złej sytuacji zakładów opieki zdrowotnej i lekarzy?

Samorząd lekarski ma zadania określone przez prawo. Lista zagadnień, którymi się zajmuje, jest długa. Najważniejsze zadanie - reprezentowanie interesów lekarzy powinno być realizowane od najniższych szczebli, od koła samorządu, przez delegaturę, do rad okręgowych. Tam pojedynczy lekarz lub grupa lekarzy spotyka się z krzywdą, niesprawiedliwością. I tam te konkretne sprawy są załatwiane.

Inne zadanie to udział samorządu w reformowaniu ochrony zdrowia. Rady okręgowe są zaangażowane w rozmowy z oddziałami NFZ. Istotny wpływ na poziom lecznictwa zyskaliśmy przez udział przedstawicieli samorządu w konkursach ordynatorskich.

Na poziomie ogólnopolskim mamy obowiązek sygnalizować pewne zjawiska, np. to najbardziej aktualne: lekarze w wyniku złej sytuacji materialnej i braku możliwości rozwoju zawodowego zaczynają masowo myśleć o emigracji. Ale tego problemu nie można rozwiązać jednym aktem. To jest kwestia regulacji prawnych, długofalowych działań reformatorskich. Samorząd lekarski jest w niewdzięcznej roli "wołającego na puszczy". Ma przypominać o trudnych sprawach, naciskać na polityków, a często nie jest wysłuchiwany. Sprawę komplikuje fakt, że partnerem Naczelnej Rady Lekarskiej są politycy najwyższego szczebla, dla których ochrona zdrowia jest tylko fragmentem całości. Jedni traktują ją priorytetowo, inni - nie. Musimy im nieustannie uświadamiać, że ochrona zdrowia jest jednak ważną dziedziną polityki.

Sukcesem ostatniej kadencji samorządu lekarskiego jest chyba to, że służba zdrowia jest cały czas w centrum zainteresowania społeczeństwa. I nie tylko dlatego, że jakiś lekarz zrobił coś złego (co nie jest powodem do chwały), ale dlatego, że zaczęto liczyć się z naszymi opiniami, naszymi argumentami. Bardzo często jestem pytany przez dziennikarzy o istotne kwestie zawodu. Staram się wówczas podkreślać wagę ochrony zdrowia w życiu społecznym. Oczywiście to zainteresowanie nie przekłada się od razu na konkretne działania, jednak pozwala na trochę optymizmu.

Rolą samorządu jest też opiniowanie proponowanych rozwiązań prawnych i zgłaszanie własnych. Nasze propozycje uzyskują coraz większą akceptację. Nie są traktowane jak stanowisko roszczeniowe, ale jako sensowne rozwiązania. Staliśmy się twórczym ośrodkiem myśli na temat tego, jaki kształt powinna mieć ochrona zdrowia w Polsce.

Następną dziedziną, w której już się sprawdziliśmy, jest zorganizowanie pionu regulującego sprawy zawodowe: prowadzenie rejestru lekarzy, wydawanie praw wykonywania zawodu, zajmowanie się odpowiedzialności ą zawodową. Przed reaktywacją izb te czynności wykonywały wdziały zdrowia urzędów administracji państwowej.

Ostatni obszar, ważny dla lekarzy, to rola integracyjna środowiska. Coraz więcej lokali okręgowych izb jest już miejscami kształcenia lekarzy, a także spotkań towarzyskich, klubów. Budujemy również zaplecze materialne. Od lat zajmujemy się ubezpieczeniami od odpowiedzialności zawodowej lekarzy, coraz częściej także całymi pakietami ubezpieczeń, w różnych formach. W najbliższym czasie będziemy to robić w sposób zintegrowany dla całego kraju, Po tej inicjatywie spodziewamy się znacznych korzyści dla lekarzy.

Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa SKOK Izb Lekarskich, stworzona od podstaw przez samorząd, początkowo przez 20 przewodniczących rad okręgowych, w tej chwili obraca ponad 15 mln złotych udzielanych kredytów i przyjmowanych lokat. Jest małym bankiem lekarskim. Każdy lekarz i lekarz dentysta może liczyć w SKOK-u na znacznie lepsze warunki lokat i kredytów niż w bankach powszechnych. Obecnie niektóre okręgowe izby rozwijają bazę lokalową dla lekarzy kształcących się, np. śląska Izba Lekarska otworzyła swój ośrodek hotelowy w Warszawie, w sąsiedztwie naszej siedziby. Żywy jest też ruch na rzecz budowy domów lekarza seniora. Pierwsze już funkcjonują.

W ostatnim czasie doszło jeszcze jedno zadanie - samorząd lekarski stał się instytucją, właściwą w rozumieniu przepisów UE, do potwierdzania kwalifikacji dla lekarzy wyjeżdżających do pracy za granicę. Tym, którzy zdecydowali się na wyjazd, ułatwia to życie. Wśród wszystkich krajów europejskich nasz samorząd w przeprowadzaniu tej procedury wypada najlepiej. Powoli dochodzimy do stanu, w którym polski lekarz jest uznawany jako pełnoprawny w zakresie swego podstawowego wykształcenia lekarskiego, jak i specjalizacji we wszystkich krajach Unii Europejskiej.

Dziękuję za rozmowę.