Przegląd Urologiczny 2009/2 (54) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2009/2 (54) > Honor za współtworzenie historii EAU

Honor za współtworzenie historii EAU

Z prof. dr. hab. n. med. Andrzejem Borkowskim, kierownikiem Katedry i Kliniki Urologii Ogólnej, Onkologicznej i Czynnościowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Małgorzata Skarbek

W roku 2008 został Pan Profesor wyróżniony tytułem członka honorowego Europejskiego Towarzystwa Urologicznego (EAU). Dotąd ten zaszczytny tytuł otrzymał tylko jeden polski urolog - prof. Stefan Wesołowski. Zapewne położył Pan niemałe zasługi dla tej organizacji?

Przypuszczam, że członkostwo honorowe EUA i przyznany 2 lata wcześniej bardzo cenny Medal Willy´ego Gregoire´a, którym może poszczycić się zaledwie kilku urologów w Europie, były uhonorowaniem pracy, którą wykonałem w Zarządzie EAU w latach, kiedy przechodziło ono wielką reorganizację.

Za prezydentury prof. Franza Debruyne´a w latach 1992-2000, EAU z małego towarzystwa, którego głównym i w praktyce jedynym celem było organizowanie kongresów, powstała prężna organizacja konkurującą z American Urological Association. Znałem prof. F. Debruyne´a, ponieważ byłem na stażu w klinice w Nijmegen jako pierwszy stażysta zagraniczny po jego nominacji na stanowisko kierownika tej kliniki. Zaprzyjaźniliśmy się wówczas, i później - gdy został prezydentem EAU - zgłosiłem gotowość współpracy, która została przyjęta.

Zarząd pracował wtedy bardzo intensywnie, spotkania odbywały się co miesiąc. Wprowadzano nowe formy pracy zarządu, powstał nowy statut, budowano podstawy pod niezależność finansową,trwałyin-tensywne zabiegi mające na celu połączenie wszystkich towarzystw zajmujących się podspecjalizacjami urologii pod wspólnym sztandarem EUA. Pod egidą School of Urology, która rozbudowywała swoje struktury, wprowadzano jednolity system nauczania dla całej Europy. Nastąpiło to po przejęciu od European Board of Urology kursów organizowanych jedynie w Europie Środkowej i Wschodniej. Nie rezygnując z organizacji kursów podczas kongresów krajowych towarzystw urologicznych, położono główny nacisk na organizację nauczania w czasie dorocznych kongresów EUA. Wprowadzono kursy dla specjalistów w wąskich dziedzinach, tzw. Master Class. Zmieniono szatę „European Urology” i „European Urology Today”, chociaż do sukcesów, jakie osiągnęły obecnie oba te czasopisma pod kierownictwem Francesco Montorsiego i Manfreda Wirtha, było jeszcze daleko.

Byłem odpowiedzialny za pracę jednoosobowego komitetu zajmującego się sprawami personalnymi (Membership and Nomination Office). Czyniłem energiczne starania o powiększanie liczby urologów w EAU poprzez wymyślanie i przeprowadzanie akcji promocyjnych. Jedną z nich było zamieszczanie w narodowych czasopismach urologicznych wszystkich krajów w Europie ogłoszeń promujących EUA pod znamiennym tytułem „Dlaczego nie jesteś jeszcze członkiem EUA”. W publikacjach tych przedstawialiśmy korzyści wynikające z zapisania się do EUA, między innymi zniżki w opłatach kongresowych, bezpłatną prenumeratę „European Urology” itd. Był to czas, kiedy EUA liczyło mniej niż 2000 członków i naszym - wydawało się nieosiągalnym - celem było przekroczenie liczby 5000. Kolejną akcją była realizacja propozycji, aby przynależność do krajowego towarzystwa urologicznego była równoznaczna z przy-należnością do EUA. Początkowo napotkała ona wiele oporów. Sprawy - jak to zwykle bywa - rozbijały się o ambicje personalne, ale również o trudne do rozwiązania szczegóły techniczne, takie jak np. problem, w którym towarzystwie będą opłacane składki członkowskie.

Jako pierwsze inicjatywę tę podjęło Włoskie Towarzystwo Urologiczne i to w sposób skokowy podniosło liczbę członków EUA. Pamiętam nasze dyskusje na posiedzeniach zarządu nad tym, czy jeżeli liczba członków powiększy się zbyt gwałtownie, to stać nas będzie na bezpłatną prenumeratę „European Urology” dla wszystkich, zwła-szcza że ściągalność składek nie przedstawiała się wtedy najlepiej. Z dzisiejszej perspektywy, kiedy EUA liczy kilkanaście tysięcy członków, trudno jest czasami zrozumieć skalę wyzwań, które stawały wtedy przed nami. Jednym z moich obowiązków było przedsta-wianie podczas walnego zebrania składu osobowego EUA. Pamiętam, jaki byłem dumny, kiedy w pewnym okresie polscy urolodzy stanowili drugą pod względem liczebności grupę narodowościową w EUA. Było to po części spowodowane moimi osobistymi staraniami w Polsce.

Do moich zadań należało także przedstawianie zarządowi kandydatów do członkostwa honorowego EAU oraz do nagród: Crystal Matula Award (dla urologa europejskiego, który nie ukończył 40 lat, a rokuje duże nadzieje na karierę uniwersytecką) oraz Medalu Willy´ego Gregoire´e (za zasługi dla rozwoju urologii w Europie). Musiałem sprawdzać i opiniować dorobek oraz CV kandydatów zgłaszanych przez zarządy europejskich towarzystw urologicznych. Była to szczególnie stresująca funkcja, gdyż musiałem odpierać naciski wielu kierowników klinik, którzy uważali, że Crystal Matula Award należy się ponad wszelką wątpliwość właśnie ich wychowankowi i którzy niejednokrotnie kwestionowali zasadność już przyznanego odznaczenia.

Kadencje pracy członków zarządu w tym okresie trwały 2 razy po 4 lata. Ponieważ jednak po 2 latach od momentu, kiedy prof. Debruyne objął stanowisko president of EUA, został zmieniony statut, czas pracy tego zarządu wydłużył się do 10 lat. Pod koniec tego okresu doszliśmy do wniosku, że 10 lat nie może być cezurą, kiedy zmienia się cały EUA Board. Aby zapewnić ciągłość działalności, trzeba wymie-niać członków zarządu stopniowo. Niektórzy odchodzili po 8 latach pracy, inni - między innymi ja - po 9 latach, niektórzy przetrwali całe 10 lat.

Praca w EUA Board w tym okresie była pasjonująca i zaangażowałem się w nią całym sercem. Franz Debruyne był wizjonerem, miał niczym niezachwiane przekonanie, że potencjał intelektualny urologów europejskich znacznie przewyższa potencjał naszych kolegów z USA i tylko od odpowiednich ram organizacyjnych zależy, aby stało się to jasne dla wszystkich. Prosty pomysł, aby organizować kongresy EUA przed kongresami American Urological Association zapewniał nam najlepsze prace z poprzedniego roku, a prof. Debruyne´owi wieloletnią niechęć ze strony AUA.

Profesor dr hab. med. Andrzej Borkowski

I o taką organizację właśnie walczyliśmy. Wtedy to Franz Debruyne zaangażował wykwalifikowaneagencje,którezjednejstronypomogły w reorganizacji EUA, a z drugiej zapewniły odpowiedni wizerunek w środkach masowego przekazu. Dzisiaj, kiedy kongresy EUA przyciągają urologów z całego świata, a wielu z nas może zrezygnować z podróży za ocean, bo przegląd dorobku naukowego z ostatniego roku ma właśnie na kongresie EUA, kiedy liczni urolodzy amerykańscy przedstawiają po raz pierwszy swoje prace w Europie, kiedy Impact Factor naszej „European Urology” niewyobrażalnie przewyższył Impact Factor amerykańskiego „Journal of Urology”, trudno jest czasami zrozumieć, jak trudne, ale zarazem pasjonujące były początki tego sukcesu. Pamiętam namiętne, czasami toksyczne dyskusje z ludźmi, którzy nie wróżyli sukcesu całemu temu programowi, a dzisiaj zapewniają, iż patronowali mu od samego początku. Pamiętam, ile razy musiałem bronić na różnych spotkaniach, szczególnie w EBU i EORTC, koncepcji Franza Debruyne´a, którego odsądzano od czci i wiary. Dzisiaj wszystkie te organizacje współpracują bardzo harmonijnie i korzystają z parasola ochronnego EUA.

Odchodząc po 9 latach z pracy w Zarządzie EAU, zwróciłem uwagę, że nie będzie w nim już nikogo z Europy Wschodniej i Środkowej. Doprowadziłem do tego, że nasze kraje nie zostały pozbawione reprezentacji w tym gremium. Myślę, że moja praca w tym czasie spowodowała, iż Kongres PTU w 50-lecie istnienia naszego Towarzystwa miał najlepszą z możliwych wówczas międzynarodową reprezentację. Niełatwo będzie to powtórzyć w przyszłości. Dzięki mojej pracy w Zarządzie EUA powstała koncepcja obecnej wersji polskiego egzaminu specjalizacyjnego z urologii wspólnego z egzaminem EBU. Dzisiaj niejednokrotnie zapomina się, kto był autorem tej koncepcji i kto rozpoczął jej wdrażanie.

W czasie Kongresu Europejskiego Towarzystwa Urologicznego w 2008 roku tytuł honorowego członka EUA otrzymał również prof. Remigio Vella-Navarette z Hiszpanii, działający w tym okresie w Zarządzie EAU. Uprzednio takie wyróżnienie otrzymali także inni członkowie tego „historycznego” zarządu. Przypuszczam, iż obecny zarząd chciał uhonorować nasz udział w doprowadzeniu EUA do jego dzisiejszej świetności i stąd nasze odznaczenia. Członkostwo honorowe otrzymał też prof. Pierre Teillac, który został prezydentem EUA po prof. Debruyne, a także prof. Jan Dvoraček z Pragi i dr Saad Khoury z Paryża.

W Zarządzie EAU działał Pan Profesor już w latach dojrzałości zawodowej. Proszę powiedzieć kilka zdań o wcześniejszych okresach życia. Trzej Pana bezpośredni przodkowie: pradziad, dziad i ojciec byli lekarzami. Czy wybór zawodu był więc oczywistością?

Wcale nie. W liceum wygrałem olimpiadę matematyczną i chciałem iść na politechnikę. Starszy kuzyn odradzał. Ojciec powiedział: „Idź na medycynę, a jak ci się nie będzie podobało, to zmienisz”. W końcu zdecydowałem się. Ale przez pierwszy rok uważałem, że ja tu tylko na chwilę. A jak już pozdawałem egzaminy i pojawiła się perspektywa 3,5 miesiąca wakacji, decyzja przyszła sama. Później wybór chirurgii też nie był oczywisty. Na pierwszych zajęciach, kiedy nacinano ropień, zemdlałem. Spróbowałem więc interny. Ale po jednym dniu na internie, gdzie wizyty przy łóżkach chorych trwały 4 godziny, stwierdziłem, że jednak chirurgia. I nie miałem już żadnych kłopotów.

Medal Willego Gregoira, awers i rewers. Medal Felixa Guyona, awers i rewers

Już na trzecim roku studiów pracował Pan jako wolontariusz w Klinice Urologii AM prowadzonej przez prof. Stefana Wesołowskiego. Czy zatem zaraz po studiach była urologia?

To nie było takie proste. Nie mogłem dostać pracy w Warszawie, bo nie byłem zameldowany. A meldunku - bo nie miałem pracy. Groziło mi wojsko. Na szczęście nadarzyła się świetna okazja - możliwość wyjazdu do pracy w szpitalu w Tuluzie, u prof. Pierre´a Fabre´a. Na miejscu nie było już tak świetnie, bo przez pierwsze miesiące nie miałem za co żyć, a obiecane przez prof. Fabre´a stypendium okazało się tylko obietnicą. Uratowały mnie dopiero asysty do operacji w prywatnych klinikach, które pojawiły się w okresie wakacyjnym, kiedy wszyscy wyjechali na urlopy. Po wakacjach moja pozycja w wielu klinikach była już ugruntowana i to zapewniło mi spokojną pracę. Nieco później pojawiły się niewielkie pieniądze w szpitalu uniwersyteckim, gdyż w międzyczasie zdobyłem tytuł assistant etrangere d´universite de Toulouse. Przepracowałem tam ponad 2 lata. Po powrocie pracowałem w Szpitalu im. Weigla w Blachowni pod Częstochową. (Moja rodzina wywodzi się z Częstochowy). To dopiero tam, pod okiem ordynatora chirurgii dr. Tadeusza Demkowa, świetnego chirurga, nauczyłem się operować. W Tuluzie asystowałem przy operacjach, tu sam operowałem, i to bardzo dużo. Doktor Demkow mnie uczył, ale akceptował nowe rozwiązania, które podpatrzyłem we Francji.

W końcu jednak udało się zrealizować marzenie ze studiów - wrócił Pan do Kliniki Urologii.

Tak, po zdaniu specjalizacji z chirurgii chciałem zrobić II stopień z urologii. W roku 1970 rozpocząłem pracę pod kierunkiem prof. Stefana Wesołowskiego w klinicznym Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya w Warszawie i pozostaję w nim do dziś. Można powiedzieć, że całe moje życie zawodowe i kariera naukowa związane są z tym miejscem. W roku 1973 obroniłem doktorat, w 1977 zrobiłem habilitację. Od roku 1992 jestem profesorem (belwederskim) i kieruję Katedrą i Kliniką Urologii, które objąłem po profesorze Tadeuszu Krzeskim. W latach 1992-2000 byłem prezesem PTU, ale tę stronę mojej działalności koledzy urolodzy dobrze znają.

Otrzymałem członkostwo honorowe kilku towarzystw urologicznych: Czeskiego, Słowackiego, Węgierskiego i - co dla mnie najważniejsze - Polskiego Towarzystwa Urologicznego. Myślę, że te wyróżnienia związane są z moimi wysiłkami mającymi na celu reprezentowanie urologii naszego regionu na szerszym forum europejskim. Francuskie Towarzystwo Urologiczne (Association Française d´Urologie) wyróżniło mnie z okazji stulecia swego istnienia Medalem Felixa Guyona. Jestem jednym z pierwszych cudzoziemców, którzy go otrzymali. Zostałem również wybrany na członka korespondenta Deutsche Gesellschaft für Urologie.


Jest Pan Profesor lekarzem już ponad 40 lat. Obserwuje Pan rozwój medycyny. Jak w tym czasie zmieniła się urologia?

W ciągu tych lat urologia zmieniła się nie do poznania. Ktoś, kto przez 10 lat nie zajmowałby się urologią, po powrocie do zawodu nie wiedziałby, co robić. Z dzisiejszego punktu widzenia można powiedzieć, że gdy zaczynałem pracę, urologia posługiwała się „przedpotopowymi” metodami. Wtedy prostatę operowało się jeszcze na 3 tempa. Po operacjach gruczolaka stercza umierało 8 proc. pacjentów, po elektroresekcjach - 2 proc. Potem stopniowo wchodziły nowe techniki. W czasach, gdy naszą kliniką kierował prof. Tadeusz Krzeski (lata 1970-1980), otwarte zabiegi chirurgiczne w urologii osiągnęły swoje apogeum. Później zaczęto wprowadzać endourologię, przezskórne kruszenie kamieni w nerkach, zabiegi minimalnie inwazyjne, odchodziliśmy już od operacji otwartych. I wreszcie pojawiła się laparoskopia. Urologia zmieniła też swój charakter od strony naukowej. Obecnie na zjazdach nikt już nie prezentuje jednostkowych przypadków czy tzw. doświadczeń własnych. Prezentuje się badania wieloośrodkowe, randomizowane, statystycznie dobrze opracowane. Tak zwane osobiste doświadczenie liczy się coraz mniej, znacznie bardziej dowody medycyny opartej na faktach.

Jest Pan też autorem wielu podręczników i publikacji naukowych. Które z nich ceni Pan najwyżej?

Mam na swoim koncie ok. 300 publikacji naukowych, wiele rozdziałów w książkach poświęconych urologii. Wspólnie z kolegami z Kliniki Urologii w Warszawie wydaliśmy kilka książek poświęconych urologii, między innymi podręcznik urologii dla studentów, którym posługują się w kilku akademiach medycznych w Polsce. Szczególnie cenię sobie prowadzony od 17 lat przegląd piśmiennictwa urologicznego, który ukazuje się pod redakcją prof. Wojciecha Noszczyka w dorocznym „Przeglądzie Piśmiennictwa Urologicznego” i jest zamieszczany również w „Chirurgii Praktycznej” oraz naszej „Urologii Polskiej”. Ale za dzieło życia uważam książkę 50 lat Polskiego Towarzystwa Urologicznego, wydaną w 2001 roku pod moją redakcją. Zawiera najważniejsze fakty z dziejów PTU, upamiętnia sylwetki urologów, którzy już odeszli i tych, którzy obecnie działają.

Być może ceni Pan tę książkę także dlatego, że jest to rzecz pięknie wydana, a Panu Profesorowi nieobca jest pasja bibliofilska?

Tę pasję odziedziczyłem po ojcu - Edwardzie Borkowskim. Swój bogaty zbiór utracił on w czasie wojny. Ale po 1945 roku, nie zniechęcony - zbierał od nowa. Doszedł do 5000 tomów, głównie beletrystyki. Ja swoje zainteresowania koncentruję na polskich książkach i czasopismach ilustrowanych z XIX i XX wieku. Zbieram także książki o malarstwie polskim.

A wracając do bibliofilskiego,w nakładzie 30 egzemplarzy,oprawionego w półskórek wydania 50 lat Polskiego Towarzystwa Urologicznego, to chcę podkreślić, że była to inicjatywa ówczesnego sekretarza Zarządu Głównego PTU, dr. Janusza Judyckiego. Z jego inicjatywy wykonano również sztandar PTU i opracowano szatę graficznągodła PTU.

Znana jest Pana fascynacja Francją i urologią francuską. Skąd się wzięła?

We francuskich szpitalach przeżyłem i przepracowałem 3 lata. Miałem możliwość poznania ich starej, tradycyjnej urologii klinicz-nej. Pracowałem w Hopital Necker i poznałem legendarnego Rogera Couvelaire´a, pracowałem w Hopital Pitie Salpetriere pod kierownictwem prof. Rene Kussa, poznałem prof. Ciberta w Lyonie i prof. Grasseta w Montpellier, a więc urologów, którzy stworzyli wielkość tej dyscypliny i pomogli jej ostatecznie odseparować się od chirurgii ogólnej. Kontakty te zawdzięczam mojemu nauczycielowi, prof. Wesołowskiemu, który wprowadził polską urologię na forum europejskie. Myślę, że dopiero za lata docenimy to, co zrobił dla naszej specjalności w Polsce.

W czasie, gdy pracowałem we Francji, tamtejsza urologia przodowała w świecie, a kongresy Association Française d´ Urologie były tym, czym dzisiaj są kongresy EUA i AUA. Przyjeżdżał tam i uczył się cały świat. Imponowało nauczanie kliniczne. Soboty w klinikach francuskich spędzano na nauczaniu. Młody lekarz uczył się, jak należy badać chorego, jak go prezentować. Krok po kroku: wywiad, badanie fizykalne, badaniadodatkowe, precyzjaipowtarzalność. Tak dokładnego referowania chorego nie spotkałem później nigdzie w świecie.

We Francji przeżyłem rewolucję 1968 roku i całkowitą zmianę uniwersyteckiego lecznictwa szpitalnego. Francuzi potrafiliwziąćze Stanów Zjednoczonych to, co najlepsze we współczesnych badaniach klinicznych, ale zachowali swoje nauczanie kliniczne i francuski racjonalizm. W wielu dziedzinach urologii przodują dziś w Europie i świecie. Za to i za ich esprit są godni podziwu.

Moja współpraca i przyjaźnie z francuskimi urologami zaowocowały zaproszeniem Polskiego Towarzystwa Urologicznego jako gościa honorowego i współorganizatora jubileuszowego 100. Kongresu Francuskiego Towarzystwa Urologicznego. My zrewanżowaliśmy się Francuzom zapraszając ich oficjalnie na zjazd w 50. rocznicę powstania Polskiego Towarzystwa Urologicznego. Te tradycyjne więzi i współpracę powinni kontynuować nasi młodsi koledzy.

Rozmawiała Małgorzata Skarbek
Niektóre fragmenty wypowiedzi prof. A. Borkowskiego pochodzą z artykułu Ewy Dobrowolskiej „Sagi rodzinne - Borkowscy. Zakorzenieni”, zamieszczonego w „Pulsie” nr 1/2008.