Przegląd Urologiczny 2006/4 (38) wersja do druku | skomentuj ten artykuł | szybkie odnośniki
 
strona główna > archiwum > Przegląd Urologiczny 2006/4 (38) > Poprzeczka ustawiona wysoko

Poprzeczka ustawiona wysoko

Z prof. dr. hab. n. med. Markiem Sosnowskim, prezesem elektem Polskiego Towarzystwa Urologicznego, rozmawia Małgorzata Skarbek

Fotografia 1
 

Zacznę od gratulacji, które składam Panu Profesorowi w imieniu redakcji "Przeglądu Urologicznego" z okazji wyboru na prezesa elekta PTU. Zanim jednak przejdziemy do zagadnień, które będą następstwem tego wyboru, chcę spytać o działania, które w ostatnim czasie stały się Pana sukcesem, ale też zapewne kosztowały wiele trudu - po prostu o pracę na rzecz "Urologii Polskiej".

Redaktorem naczelnym "Urologii Polskiej" zostałem wybrany w 2004 roku. Zarząd Główny PTU zaakceptował moją kandydaturę w głosowaniu tajnym na swoim posiedzeniu, zaproponowaną przez prezesa, prof. Andrzeja Borówkę. Wspólnie z Zarządem starałem się zmienić sposób pracy Komitetu Redakcyjnego. Powołaliśmy Radę Naukową, w skład której wchodzą naukowe autorytety europejskiej urologii. Całość zagadnień, którym poświęcone jest czasopismo, została podzielona pierwotnie na 11, a teraz na 12 działów tematycznych. Prowadzą je redaktorzy mający duże osiągnięcia w poszczególnych dziedzinach urologii. Każdy z redaktorów działów tematycznych proponuje druk najnowszych doniesień - prac własnych lub zamówionych u przyjaciół, kolegów, znanych osobiście urologów mających na swoim koncie wybitne osiągnięcia. Dzięki temu zamieszczamy artykuły aktualne. Mamy też dział "Przegląd piśmiennictwa", w którym redaktorzy działów prezentują streszczenia dotyczące najnowszych osiągnięć w poszczególnych dziedzinach światowej urologii. W skład Komitetu Redakcyjnego "Urologii Polskiej" oprócz redaktora naczelnego i sekretarza wchodzą redaktorzy działów oraz redaktorzy konsultanci, a Rada Naukowa liczy obecnie 32 osoby.

Jak wygląda współpraca z urologami spoza Polski? Czego Pan od nich oczekuje i w jaki sposób pozyskuje np. ich artykuły?

Muszę podkreślić dużą pomoc ze strony Zarządu Głównego PTU, w tym zwłaszcza prezesa, prof. A. Borówki i prof. A. Borkowskiego, których naukowa pozycja na forum urologii europejskiej jest wysoka i uznana. Ich osobiste kontakty ułatwiają zamawianie artykułów, a ich prośby są skuteczne. Regularnie drukujemy materiały z zagranicy na wysokim poziomie naukowym. Mam nadzieję, że redakcja będzie mogła tak dalej funkcjonować.

Celem Zarządu Głównego i moim było podniesienie poziomu pisma tak, aby uzyskać wejście do bazy Medline®, czyli Index Medicus - amerykańskiej bazy cytowań naukowych, o najwyższym prestiżu na świecie. Cytowania artykułów i nazwisk ich autorów w tej bazie są łatwe do odnalezienia za pomocą Internetu. W ten sposób każdy autor drukujący w naszym piśmie znajdowałby się w bazie Medline®.

Procedurę aplikacji do tej instytucji można rozpocząć dopiero po roku jednolicie wydawanego czasopisma, a więc z nowym komitetem naukowym i radą naukową, w nowej szacie graficznej i z nowym regulaminem dla autorów. Aplikację mogliśmy rozpocząć po wydaniu 4 kolejnych numerów "Urologii Polskiej" w 2005 roku. W marcu bieżącego roku wysłałem nasz rocznik 2005 "Urologii Polskiej" wraz z wielostronicowym uzasadnieniem aplikacji.

Zadanie wejścia na strony Medline® jest trudne, wiele renomowanych czasopism międzynarodowych, europejskich czy narodowych nie znajduje się tam. Z polskich czasopism naukowych, których wydaje się w kraju kilkaset, jest cytowanych tylko kilkadziesiąt, przede wszystkim pisma poświęcone naukom podstawowym. Z nauk klinicznych tylko kilkanaście. "Urologia Polska" była już cytowana w tej bazie w latach 70. Niestety, w czasie stanu wojennego została wykreślona. Baza Medline® wymaga stałego nadsyłania kolejnych egzemplarzy czasopisma, aby wprowadzać systematycznie nowe cytowania. Powinny jednak być utrzymane na odpowiednim poziomie naukowym, ze strukturalnymi streszczeniami i dobrym ich tłumaczeniem na język angielski, adekwatnymi do treści merytorycznej publikowanego artykułu. Ze znanych powodów mieliśmy wtedy utrudnione utrzymanie ciągłości wysyłek, ale być może były również inne przyczyny zawieszenia dalszego cytowania "Urologii Polskiej".

Można więc powiedzieć, że "Urologia Polska" wypadła z Index Medicus ze względów technicznych, a nie merytorycznych?

Chyba to mogła być jedna z przyczyn. Tak, to jest możliwe. To były lata 80. Nie jestem w stanie tego teraz dokładnie ustalić. Obecnie na rynku wydawniczym jest znacznie więcej czasopism naukowych, baza Medline® cytuje około 4,7 tys. tytułów. Aplikację składa rocznie około 300-400 czasopism naukowych z całego świata, z których tylko 20-30% otrzymuje pozytywną odpowiedź. Kryteria przyjęcia są teraz niezwykle ostre. Jednym z nich jest liczba publikacji zamieszczanych na łamach aplikującego czasopisma - im wyższa, tym lepiej i większe szanse. Istotna jest też liczba zamieszczanych prac oryginalnych. Jesteśmy kwartalnikiem, nie mamy więc zbyt dużo publikacji rocznie. "Polski Przegląd Chirurgiczny" czy "Ginekologia Polska", które są w bazie Medline®, mają ich oczywiście więcej od nas. środowisko urologów jest mniej liczne, a więc mamy mniejszy potencjał naukowy i mniej publikujących u nas autorów.

Zajmuję się tym problemem od roku i jestem przekonany, że spełniliśmy wszystkie wymagane kryteria. Odpowiedź otrzymamy prawdopodobnie dopiero w przyszłym roku. Sheldon Kotzin, dyrektor biura National Library of Medicine w Betesda (USA), zbiera radę recenzentów dla oceny aplikujących czasopism tylko 3 razy w roku (raz w pierwszym półroczu i 2 razy w drugim). Aplikujący wydawca musi systematycznie nadsyłać następne numery pisma, aby potwierdzać, że nadal się ono ukazuje i utrzymuje właściwy poziom. Nieuzyskanie aplikacji za pierwszym razem nie jest dyshonorem, to trudne zadanie. Jeżeli nie uda nam się uzyskać w tym roku, będziemy starać się jeszcze raz, i ponownie. Mojemu następcy będzie jednak łatwiej, gdyż każda następna aplikacja jest wyżej oceniana przez radę recenzentów NLM.

Innym zadaniem, które postawiła sobie redakcja, jest przygotowanie spisu publikacji "Urologii Polskiej" w postaci elektronicznej. Ubolewam, że koledzy piszący prace, np. do naszego kwartalnika, mało cytują polskich autorów. Przyczyną są m.in. właśnie utrudnienia w poszukiwaniu polskich publikacji. Bibliografia, zwłaszcza w formie elektronicznej, ułatwia dostęp do prac, a tym samym zwiększa się liczba cytowań. Obecnie dysponujemy wydaną bibliografią "Urologii Polskiej" do 1970 roku. Chcemy przygotować spis piśmiennictwa z ostatnich 20 lat. Opracowano już ostatnie lata i spis jest dostępny w formie elektronicznej na stronach "Urologii Polskiej".

Pan Profesor wywodzi się z łódzkiego środowiska medycznego. Jak rozwija się urologia w województwie łódzkim?

Szczycimy się zarówno piękną tradycją, jak i dużym potencjałem naukowym obecnie. Łódzka urologia od początku była silnym punktem na mapie polskiej urologii. Tutaj odbyło się pierwsze posiedzenie naszego Towarzystwa. Tutaj pracowało wielu wybitnych nestorów urologii, m.in. prof. Jan Leńko, prof. Ludwik Mazurek, prof. Karol Stąpor, doc. Stanisław Cieśliński. Obecnie działa i pracuje siedmiu samodzielnych pracowników naukowych.

Od wielu lat mamy dwie kliniki urologiczne w jednym mieście, najpierw w szpitalach cywilnej i wojskowej akademii medycznej, a obecnie Uniwersytetu Medycznego. W naszym województwie jest najwięcej oddziałów urologicznych (13) i najwięcej łóżek w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Jeden z naszych oddziałów, prowadzony przez prof. Józefa Matycha, konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie urologii, jako jedyny w Polsce zajmuje się również przeszczepianiem nerek. Wykonuje te zabiegi z powodzeniem już od 10 lat i w bieżącym roku organizuje spotkanie naukowe poświęcone temu zagadnieniu.

Nasz oddział PTU liczy 131 członków. Co miesiąc z wyjątkiem okresu wakacyjnego organizujemy zgodnie z naszą łódzką tradycją spotkania naukowe, z dużą frekwencją i licznymi referatami. Mamy również wspólne posiedzenia z innymi towarzystwami naukowymi, np. z Polskim Towarzystwem Lekarskim, Łódzkim Towarzystwem Naukowym czy Ginekologicznym i innymi. W tym roku organizujemy w Bełchatowie sympozjum wspólnie z Sekcją Urologów Wojskowych PTU. Wszystkie te spotkania są przygotowywane z myślą o młodych kolegach, adeptach urologii. Tworzymy im warunki do wypowiadania się oraz prezentowania własnych prac i referatów.

Nie wszyscy członkowie PTU byli na Walnym Zgromadzeniu Członków Towarzystwa. Proszę opowiedzieć, jak doszło do Pańskiego wyboru na prezesa elekta?

Moja decyzja, aby kandydować, zapadła na przełomie kwietnia i maja, gdy w rozmowach z członkami Zarządu Głównego dowiedziałem się, że jestem brany pod uwagę jako jeden z kandydatów. Od sześciu lat jestem przewodniczącym Łódzkiego Oddziału PTU i od tego czasu uczestniczę w posiedzeniach Zarządu Głównego PTU, a więc pewne zagadnienia pracy ZG PTU nie są mi obce. Zgodziłem się kandydować i przedstawiłem swój program. Drugim kandydatem był kol. Artur A. Antoniewicz i to on w tajnym głosowaniu uzyskał akceptację Zarządu, bo - moim zdaniem - jego program był lepiej przygotowany merytorycznie, szczególnie od strony finansowej. Kierowanie obecnie taką instytucją jak PTU jest dużym wyzwaniem organizacyjnym. Szanując decyzję Zarządu Głównego, wycofałem swoją kandydaturę.

Jednak na Walnym Zgromadzeniu PTU okazało się, że oczekiwania członków naszego Stowarzyszenia co do osobowości kandydata rozmijają się z kandydaturą proponowaną przez Zarząd Główny i kol. A. Antoniewicz nie otrzymał wymaganej większej liczby głosów spośród obecnych na sali członków PTU.

Nie było też innej osoby, która chciałaby kandydować na to stanowisko. Powstała sytuacja patowa, po raz pierwszy zresztą w historii PTU. Pojawiły się pomysły wyborów w późniejszym czasie lub za rok, ale też przepadły w głosowaniu. Wtedy po proceduralnej przerwie prof. A. Borówka zgłosił moją kandydaturę z sali. Przyjąłem tę propozycję i zostałem wybrany przez około 90% obecnych na sali członków PTU. Daje mi to mandat do działania w kadencji 2008-2012.

Chociaż kongres jest zwykle naszym największym świętem, tym razem pewna część Walnego Zgromadzenia nie miała uroczystego charakteru, była burzliwa i emocjonalna. Także w głosowaniu nad miejscem następnego kongresu w 2007 roku tylko kilkoma głosami zebrani zadecydowali, że będzie nim Warszawa. Wydaje mi się, że dyskusje podczas takich demokratycznych obrad są nam potrzebne, a czasami konieczne, gdyż wtedy wszyscy członkowie mają możliwość prezentowania rozmaitych stanowisk i opinii w każdej sprawie.

Jest Pan Profesor elektem, lecz prezesurę obejmie Pan za dwa lata. Jest to czas na przygotowanie się do tego zadania. Ale przecież już dzisiaj, mając za sobą 30 lat pracy jako urolog i kilka w PTU, ma Pan swoją wizję dalszego rozwoju Towarzystwa. Jaka ona jest?

Chylę czoło przed mądrością twórców Statutu PTU, którzy wprowadzili instytucję prezesa elekta. Będę miał 2 lata na szczegółowe zapoznanie się z charakterem działań prezesa PTU. Mam nadzieję poznać szczegóły i zawiłości tej pracy.

PTU ma w tej chwili stworzone solidne podstawy organizacyjne, edukacyjne i finansowe. Wizja prof. Borówki sprzed kilku lat została urzeczywistniona. Mamy sprawnie działający pion administracyjny Stowarzyszenia. Utrzymanie wysokiego poziomu będzie trudne. Każda prezesura będzie prawdopodobnie porównywana do dwóch poprzednich, a prof. A. Borkowski i prof. A. Borówka podnieśli poprzeczkę bardzo wysoko. Z kolei dzięki inicjatywom i pomysłom obecnego skarbnika PTU, dr. A. Antoniewicza, sytuacja finansowa PTU jest dobra, mamy środki na dalszy rozwój. Jestem pełen uznania dla jego pracy. Liczę, że uda mi się również kontynuować dobrą pracę zarządu.

Mój program to przede wszystkim utrzymanie tego wysokiego poziomu, na który Towarzystwo zostało wyniesione. To jest w tej chwili poważne zadanie. Utrzymanie biura PTU, biura wydawniczego, biura kongresowego i CME-CPD, które to instytucje pracują jak dobry szwajcarski zegarek, będzie moją intencją, bo bez nich trudno byłoby mi działać. Nie mieszkam w Warszawie, ale z Łodzi jest stosunkowo blisko. Na pewno będę nie jeden raz w tygodniu obecny w Warszawie. Będę musiał znaleźć czas i pogodzić pracę w łódzkiej klinice uniwersyteckiej z działaniem w Warszawie na rzecz PTU. Moja działalność na stanowisku prezesa będzie w pewien sposób pionierska, tzn. powinna dać odpowiedź na pytanie: Czy uda się kierować biurem i agendami PTU nie mieszkając w Warszawie? Tak rozumiem intencję Walnego Zgromadzenia Członków, którzy popierając moją kandydaturę, chcą się o tym w przyszłości przekonać.

Czy polska urologia jako specjalizacja osiągnęła już swój kształt ostateczny, czy jest jeszcze coś do "zdobycia"?

Moim marzeniem jest rozszerzenie współpracy z zagranicą, może poprzez powołanie specjalnej komisji zagranicznej, której celem byłoby zintegrowanie działania na rzecz zwiększenia liczby stypendiów, staży zagranicznych dla naszych młodych kolegów i członków PTU. Jestem w Komitecie Edukacji, kierowanym przez prof. Borówkę, uczestniczę - jako członek komisji egzaminacyjnej - w egzaminach polskim i EBU. Wiem więc, że mamy wspaniałych, świetnie wykształconym młodych urologów, dobrze zdających egzaminy europejskie. Bardzo chciałbym tym, którzy zdają najlepiej, stworzyć możliwości rekrutacji na stypendia zagraniczne. Myślę nie o kilkutygodniowych pobytach, lecz dłuższych - naukowych, np. w czasie przygotowań do pracy doktorskiej, o stażach klinicznych bądź w zakładach nauk podstawowych. Takie sprawy w dobie integracji europejskiej są łatwiejsze do zrealizowania niż kiedyś. Coraz częstsze są te wyjazdy, np. do Niemiec czy Francji, obecnie jeden z kolegów z Białegostoku jest na stypendium naukowym w Stanach Zjednoczonych. Ale może powinno być tych wyjazdów znacznie więcej?

Zdaję sobie sprawę, że część stypendystów może nie wróci lub wyjedzie na stałe z kraju, ale spójrzmy na to przedsięwzięcie długofalowo, w kategoriach dziesięciolecia. Większość z pewnością wróci i będzie w Polsce pracować, a nasza medycyna zyska grupę urologów, którzy będą mieli doświadczenie zdobyte w dobrych ośrodkach amerykańskich czy zachodniśuropejskich. Wtedy także nasza reprezentacja i liczba prezentowanych prac na międzynarodowych zjazdach będzie liczniejsza.

Wiele niemieckich uczelni medycznych wysyła przyszłych lekarzy już w trakcie studiów na roczne staże do uczelni medycznych w USA. Nie tylko się uczą, ale i nawiązują osobiste kontakty z rówieśnikami. Mam nadzieję, że koledzy, którzy pracują w zarządzie i sekcjach, będą również nadal ze mną współpracować. Wszystkie dotąd urzeczywistnione inicjatywy, zarówno centralne, jak i lokalne, będę wspierał i dążył do ich rozwoju.

Zastanawiam się, czy w trakcie mojej kadencji lub nawet wcześniej nie będzie konieczne przeprowadzenie dyskusji nad zmianami w statucie. Skłaniają mnie do tego dwie sprawy. Z jednej strony świadomość, że kierowanie PTU wymaga ogromnego zaangażowania. Dziś już nie jesteśmy tą samą instytucją co 20 lat temu. Praca na rzecz Stowarzyszenia jest społeczna, a stanowi duże obciążenie i odpowiedzialność. Trzeba dużo hartu, aby obok absorbującej pracy zawodowej wykrzesać z siebie siły do działania na tym polu. Być może właśnie dlatego nie było na Walnym Zgromadzeniu kandydatów na prezesa elekta.

Jest też drugi aspekt tej sprawy - zaakceptowaliśmy ulokowanie siedziby PTU w Warszawie, jesteśmy z niej dumni, bo to piękny i funkcjonalny lokal. Jesteśmy jednym z nielicznych towarzystw medycznych, które mają tak znakomite warunki lokalowe. Siedziba pozostanie więc w tym miejscu, w niej nadal będą pracować agendy PTU i będzie zbierać się zarząd na kolejne posiedzenia. Ale część jego członków, a od 2008 roku również prezes, będą spoza stolicy. Dojeżdżanie będzie utrudniać prowadzenie i rozwijanie tego dobrze działającego mechanizmu, jakim jest administracja PTU.

Może trzeba zatem rozważyć propozycję zmian w statucie, które pozwolą na powoływanie kontraktowego sekretarza generalnego, który zajmowałby się sprawami administracyjno-finansowymi. A Zarząd Główny z prezesem zajmowałby się problemami merytorycznymi, naukowymi, nadawaniem ogólnego kierunku działania. Taki system mają inne towarzystwa naukowe. Ta propozycja nie dotyczyłaby oczywiście obecnego zarządu i mojej prezesury, ale następnych kadencji. Wszystko zależy od czasu, w jakim problemy związane ze zmianą statutu oraz legislacyjne zostaną przedyskutowane i zmienione.

Zagadnienia, którymi zajmować się będzie PTU w najbliższych latach, w pewnym stopniu zależeć też będą od kierunku przemian w polskiej ochronie zdrowia i kierunku rozwoju urologii. Nasza specjalizacja ma mocną pozycję na rynku usług medycznych. Już się pojawił, a na pewno będzie jeszcze ważniejszy w najbliższym czasie, problem prywatyzacji oddziałów urologii. Kolejny urolog, który zmierzył się z tym problemem, pochodzi z województwa łódzkiego - pierwszy zrobił to kolega Marek Rożniecki wraz z zespołem w Łasku. Czy w tym kierunku potoczą się dalsze zmiany - możliwe, ale nie wiemy, czy będzie nadal akceptacja polityczna dla tych zmian. Z pewnością Zarząd PTU, wraz ze mną, będzie w tej kwestii współdziałał z konsultantem krajowym i Kolegium Ordynatorów.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


Życiorys prezesa elekta

Dr hab. n. med. Marek Sosnowski, prof. UM, pochodzi z Kujaw, urodził się pod Lubieniem w małej, dziś już nieistniejącej miejscowości. W latach 1964-1970 studiował w Łódzkiej Akademii Medycznej, a po jej ukończeniu pozostał w Łodzi. Całe jego życie zawodowe jest związane z tym miastem i tą uczelnią, obecnie Uniwersytetem Medycznym.

Początkowo pracował w Zakładzie Anatomii jako asystent prof. Tadeusza Wasilewskiego, a poza tym jako wolontariusz w Klinice Urologii u prof. Karola Stąpora. Po 3 latach pracy, gdy w nowym szpitalu im. M. Kopernika, Klinika Urologii zwiększyła swój stan posiadania, prof. K. Stąpor zaproponował mu etat asystenta. Wówczas zrobił oba stopnie specjalizacji, a następnie doktorat. W zawierusze lat 80. dr Sosnowski wyjechał z rodziną na kontrakt, organizowany przez MZiOS, do Królestwa Maroka i pracował tam 4 lata. Pomysł wyjazdu z Maroka do Kanady ostatecznie nie został zrealizowany. Państwo Sosnowscy powrócili do kraju i nie żałowali tej decyzji.

Po powrocie dr Sosnowski kontynuował pracę w Klinice Urologii, prowadzonej wtedy przez prof. Leszka Jeromina. Tam się habilitował z onkologii urologicznej, tematem pracy były sposoby leczenia operacyjnego nowotworów jądra i ich wpływ na przeżycie chorych.

Dr Sosnowski interesował się onkologią, od 1985 roku był konsultantem Regionalnego Łódzkiego Ośrodka Onkologicznego w Szpitalu im. Kopernika. 20 lat tej pracy wspomina bardzo dobrze. Właśnie w czasie jej trwania zebrał materiał naukowy, który posłużył do habilitacji.

Po jej obronie wiele czasu poświęcił sprawom organizacyjnym i administracyjnym uczelni, był prodziekanem ds. dydaktycznych, działał w wielu komisjach uczelnianych - senackiej, dydaktycznej, w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego. Także w Radzie Miejskiej Łodzi. Ta praca przynosiła mu wiele satysfakcji. Jednak gdy prof. Andrzej Borówka zaproponował objęcie funkcji redaktora naczelnego "Urologii Polskiej", z wielu zajęć zrezygnował, bo kierowanie redakcją wymaga wiele czasu i uwagi. Trud włożony w rozwój czasopisma został jednak doceniony na ostatnim kongresie PTU.

Prof. Sosnowski od 2003 roku jest kierownikiem Kliniki Urologii w Szpitalu Klinicznym nr 2 im. WAM, a od marca br. także Katedry Urologii. Po utworzeniu Uniwersytetu Medycznego dwie kliniki z dwóch akademii zostały zintegrowane w jednej Katedrze Urologii. Po wygranym konkursie na kierownika Katedry prof. Sosnowski otrzymał w marcu br. od JM Rektora nominację na to stanowisko. Jego ambicją jest wzmacnianie uniwersyteckiej urologii nie na zasadzie rywalizacji, ale współpracy obu klinik.

Żona prof. Sosnowskiego, Mirosława, jest dermatologiem. Państwo Sosnowscy mają jedną córkę, Monikę, która jest architektem, mieszka i pracuje w Filadelfii, w USA. Jest żoną Amerykanina polskiego pochodzenia.
Państwo Sosnowscy mają jednego wnuczka, 3-letniego Sebastiana.

Piszący ten życiorys dziennikarz chce dodać, że prof. Marek Sosnowski jest człowiekiem serdecznym i bezpośrednim, z życzliwością traktującym pacjentów, współpracowników i kolegów.